I nieważne, że starówka to jedna-stopierdyliardowa część miasta, a Amerykanie, Japończycy i Australijczycy nawet nie wiedzą, co to jest centrum.
Ich miasta śmierdzą kapitalizmem, z naszych ludzie przynajmniej rozsądnie wyprowadzają na przedmieścia.
Dlatego teraz my, cali na biało, żeby zapchać starówkę ludźmi będziemy proponować Olsztynowi festiwal zupy grzybowej ( link ) i dowożenie studentów tramwajem ( link ), Bartoszycom zaproponujemy wycięcie wszystkich drzew ( link ), a Poznaniowi nową kostkę brukową ( link ).
W ogóle będziemy się starali dogodzić wszystkim. Aż zabraknie nam sił, żeby dogodzić komukolwiek.
Życie w mieście to starówka, nie te rozsiane po śródmieściu skwerki, parczki, narożniki ulic, placyki, trawniki i place zabaw.
U nas w Polsce chodzi się z punktu A do punktu B, tak przecież mówią wszystkie reprezentatywne badania sondażowe. Nie robi się całodziennego timelapsu ulicy, nie sprawdza w których miejscach ludzie chodzą szybciej lub wolniej, gdzie najchętniej przystają, na co patrzą po drodze, jak po coś wracają, gdzie tworzą się największe zatory na chodniku, na jakich ławkach siadają najczęściej, w których miejscach przypadkiem spotykają znajomych, co sprzyja wchodzeniu tam, a nie gdzie indziej ( link ) ( link ) ( link ) ( link ).
Wiemy jak ludzie się zachowują, bo godzinami potrafimy o tym gadać.
A potem kosmiczne pomysły tak związane z rzeczywistością, jak festyn z codziennością.
Wstawienie 60 prostych krzeseł i pomalowanie kawałka chodnika na kolorowo może zdziałać prawdziwe cuda. I wiesz co? Tych krzeseł nikt nie ukradnie ( link ).
—
Foto: Nowy Jork. Plac przy Pearl Street, DUMBO przed i po rearanżacji. Środki: farba, donice, krzesełka, parasole.
]]>
14 grudnia 2017 (czwartek) na Starym Rynku w Olsztynie ruszył IX Warmiński Jarmark Świąteczny. Pojechałem rowerem obczaić luminescencje, czyli gwiazdki wyświetlane na budynkach. Niemożebne, roześmiane tłumy rodziców z dziećmi, par, pojedynczych spacerowiczów, starszych i młodszych – festynowa bomba.
Wracając ok. godziny 19 wszedłem do Galerii Warmińskiej, która w centrum już nie jest. Pustki. Pytam dziewczynę przebraną za aniołka, pytam gościa w boxie ze smartfonami, pytam panią z butiku – wszyscy odpowiadają, że w środę, i dzień wcześniej, i jeszcze dzień wcześniej było zdecydowanie więcej ludzi.
– Jakoś do szesnastej było sporo osób, jak to przed świętami, ale potem puściej się zrobiło, rzeczywiście . – stwierdziła ta z butiku.
Żadne to reprezentatywne i do GUSu bez sensu uderzać, niemniej daj mi jeszcze kilka zdań.
Nie chodzi o to, że ten Jarmark nachalny, epicki i monumentalny. Nawet git, że grochówka czy oscypki za dychę nic wspólnego z Warmią nie mają.
Chodzi o to, że ludzie chodzą tam, gdzie jest ciekawiej. Więc: chcą chodzić, kupować, wybierać i kosztować. Na parkingach co weekend parkują ludzie, którzy wybierają najlepsze, co im się proponuje. Jaka ich wina, że proponuje im się półśrodki?
I tak jest we wszystkich miastach w Polsce.
Równocześnie wszystkie miasta w Polsce mają problem z umierającym śródmieściem. I wszystkie organizowaniem spektakularnych świątecznych lub weekendowych wydarzeń liczą na to, że Kowalski po kupieniu wędzonej jarmarcznej kiełbasy przy okazji kupi też mieszkanie.
Tak jakby ludzie wyprowadzali się z centrum dla spektakularnych festynów.
Nie da się mieszkać w centrum, bo tam nawet psa nie ma gdzie wyprowadzić.
I to nie jest lewacka, rowerowa fanaberia. To są te dwa proste obrazki ze Szczecina i Olsztyna.
Tak, wiadomo, sklepiki to nie wszystko, bo: banki, usługi, biura, hotele, restauracje, sracje owacje. Bo ekonomia. Więc proszę bardzo, ekonomia at its best:
Trzeba zaorać połowę ulic w centrum i zrobić z nich trawnik. Po prostu.
Jak Penalosa powiedział: Twój samochód, Twój problem.
]]>