Zbierasz lajki? Nie oglądaj tego, co ja

Zróbmy superprodukcję kinową, zasięg: globalny. Swój sukces oprzemy na 3 założeniach – w sam raz, żeby spamiętać: 1) produkcja musi trzymać widza w napięciu bez chwytania go za rękę; 2) wywoływać, a następnie utrzymywać u niego obsesję podzielaną także przez nas – twórców; 3) targać emocjami widza, które w sumie nie zmieniają się ani na chwilę.

1) Trzymanie w napięciu: nasz widz musi pokochać bohaterów, widzieć w nich siebie – każdy siebie kocha przecież najbardziej. A więc niech kocha naszych bohaterów, ale nie spoufala się z nimi: miłością platoniczną, nieodwzajemnioną, miłością do fragmentów siebie wyświetlanych na nieosiągalnym dla niego ekranie. Niech cieszy widza wyobrażony smak lizaka oglądanego na wystawie – oto nasz cel jako producentów.

2) Wywoływanie i utrzymywanie obsesji: nie możemy pogrywać sobie z widzem, ograniczać możliwości wyrażenia nabudowanego wcześniej napięcia – szybko wypali się efekt naszej pracy, a on sam poczuje się samotny. Bądźmy o jeden krok do przodu – zachęcajmy widza do wyrażania swojej aprobaty dla naszej produkcji, rosnące liczby zwolenników działają tutaj tylko na naszą korzyść. Przekujmy popularność filmu w samoświadomą rozrywkę, w której sami będziemy uczestniczyć. Wszyscy wiemy, że to zbiorowa ułuda, więc doprowadźmy ją do granic!

3) Targanie emocjami: nasza dewiza będzie brzmieć „najlepsze jest to, co najbezpieczniejsze”. Nienawiść i miłość, znudzenie i ekstaza, śmierć i namiętny seks – zmieszamy je, będziemy dowolnie zestawiać, reformułować, ale nie redefiniować. Bezwzględnie musimy wystrzegać się konfrontacji widza z nieznanym mu systemem wartości, unikać kwestionowania zasad umożliwiających nam wszystkim uczestnictwo w tym spektaklu masowych wyobrażeń, od logiki rynkowej po kwestie światopoglądowe – niech nasza filmowa produkcja każdemu ułatwi okopanie się na z góry ustalonych przed kupieniem biletu pozycjach, opiniach i schematach myślowych; niech będzie połączeniem słodkiego ketchupu i słonych frytek, lecz ich proporcje, cena i smak muszą pozostać takie same.

I nie byłoby w tym absolutnie nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że po obejrzeniu w kinie rosyjskiego „Insight” na facebooku masa ultraoptymistycznych postów o zajebistości najnowszych Gwiezdnych Wojen. I co, mam się niby chwalić, że byłem na Festiwalu Sputnik, a film polecam każdemu? Wiocha tylko.

Może Ci się również spodoba

%d bloggers like this: