Gdy mówi się lub myśli o czymś, robi się to JAKOŚ.
Mówienie lub myślenie ma bowiem ZAWSZE swój początek, środek i koniec.
Tak jak dobierane słowa lub myśli; one mają swoje znaczenie i energię. WSZYSTKIE.
JAKOŚĆ myślenia i mówienia ma wpływ na to, jak widzimy świat, a ten proces określa się jako ramowanie (ang. framing ). Fachowcy spędzają swoje życie badając ten fenomen, ale sedno jest z grubsza takie jak powyżej.
A co w sytuacji, kiedy o czymś/o kimś nie myśli się lub nie mówi się prawie W OGÓLE?
90 procent stygmatyków w historii stanowiły kobiety, a Kowalski z ulicy i tak wymieniłby Ojca Pio lub Franciszka z Asyżu.
O religię, doktryny i osobiste niechęci mniej tutaj idzie. Bardziej o jawny (lub właśnie skryty), usankcjonowany i systematycznie przez ponad 1 500 lat potwierdzany szowinizm instytucji, na której – bądź co bądź – oparła się Europa Zachodnia.
Najciekawsze jednak kto/co dziś określa zasięg tej seksistowskiej ramy i jak tam wyglądają współczesne, ekhem… parytety.
—
Źródło:
Michael P. Carroll –
Catholic Cults and Devotions: A Psychological Inquiry
Przed przyjazdem na Warmię nie zapytałem o zwroty za benzynę – powiedział Tymański oblizując dolną wargę. – Bo zależy mi na spotkaniu z ludźmi, którzy tworzą coś wspólnie i chcą się tym dzielić z innymi.
Zbigniew Sajnóg machnął w uzupełnieniu piętnastominutową dykteryjkę o tym, że do 1975 roku Polska i polski etnos miały przestać istnieć.
Jesteśmy genetycznym odpadem, biomasą, która żyje w odwróconej kulturze. Z wdrukowanym jeszcze od zaborów romantyzmem, z nieracjonalnymi zrywami, z głowami w chmurach… Głowy w chmurach, a od dziesięcioleci nie możemy sobie poradzić z czymś tak oczywistym jak publiczne toalety.
Musimy działać razem, spółdzielczo, na poziomie sąsiedzkiej wspólnoty
– zakończył Sajnóg.
Tak naprawdę my, artyści, nie potrzebujemy fanów – my potrzebujemy partnerów. Fanów potrzebuje Edyta Górniak, ale to jest XIX wiek. Chleb, ser, masło i sztuka, drodzy Państwo
– oblizał drugą wargę Tymański.
Panspermia, miłość i rybosom.
Chcesz mieć kulturę? Zrób ją sobie sam.
Źródło: Władysław Hasior – NOT.FOT. Poezja Przydrożna , Wydawnictwo Muzeum Tatrzańskieg
]]>
Wczoraj pod Olsztynkiem (warm-maz) ruszyła jedna z największych i najbardziej nowoczesnych (podobno) farm fotowoltaicznych w Polsce. Lokalne media obwieściły sukces, bo od teraz będzie bardziej eko i energoniezależnie (
link
). Farma zajmuje obszar ok. 300m x 300m, a jej moc (6MW) pozwoli na zaopatrywanie w prąd wszystkich (ok. 3 000) gospodarstw w gminie. No i fajnie.
Ciekawszy w całej historii (choć chyba całkiem przemilczany) jest jednak sam proces dochodzenia do rzeczonego sukcesu i jeden człowiek, który to rozwiązanie wylobbował – p. Wojciech Cetnarski. Oto bowiem kilka lat wcześniej (2013) p. Cetnarski, ówczesny prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW), chciał w tym miejscu postawić wiatraki. Pomysł spotkał się wtedy z protestem mieszkańców, którzy poskarżyli się do Marszałka i skutecznie wybili hałas i szpecenie krajobrazu tak lokalnym władzom, jak i samemu Cetnarskiemu (
link
). Lecz co się odwlecze, to nie uciecze.
Od protestów minęło równo 5 lat, p. Cetnarski założył w tym czasie (jako prezes) spółkę inwestycyjną Chatteris Investments (
link
) z głównym kontem na Cyprze (
link
), a z prezesa PSEW stał się “jedynie” członkiem jego Zarządu (
link
). Nie udało się z wiatrakami, być może uda się z panelami. – wykoncypował sobie pewnie Pan prezes-nie-prezes i ruszył po pieniądze na inwestycję do mBanku. Do tego potrzebna była jednak druga spółka, której główne konto także utworzono na Cyprze (
link
).
Tym razem poszło już gładziutko. 70 procent odsetek od kredytu poleci co prawda do Niemiec, a zyski z inwestycji popłyną na Cypr, ale przynajmniej panele widoków już tak bardzo nie zasłaniają. I hałas przy nich zerowy. Czyli cisza.
Którą idealnie słychać nawet na stronie Chatteris Investments ( link ). Wszak biznes nie lubi rozgłosu.
Bo i kogo gotującego wodę na herbę obchodzi, że właścicielami paneli zostali jacyś Duńczycy? ( link )
]]>1999
]]>
Nie pisałem nic ostatnio, bo wkręciłem się w badanie Olsztyna.
Zacząłem najlepiej jak umiałem, od samego siebie. Poczytałem, pokombinowałem, połaziłem tu i tam…
Po dwóch miesiącach mam zespół złożony z ponad 70 osób – studentów, przedsiębiorców, społeczników. Udało mi się ich zainteresować swoim pomysłem tego, że wspólnie możemy żyć w lepszym Olsztynie. W Olsztynie tętniącym życiem, gwarnym, ciekawym. W Olsztynie, który dzięki współpracy, wzajemnemu zaufaniu i prostym pomysłom nie wymagającym praktycznie żadnych pieniędzy może być miastem, w którym mama nie będzie musiała pchać wózka po patologicznie stromych schodach. W którym będzie można po ludzku siedzieć zamiast przysiadać na obśrupanym murze. W którym człowiek z gitarą, bębnem lub ze swoim głosem będzie witany dwójkami wrzucanymi do futerału. W mieście normalnym i przyjaznym, z przestrzenią dla dzieci, starców i deskorolkarzy. W mieście, gdzie przedsiębiorca zarobi więcej na szczęśliwych i zwyczajnie zadowolonych mieszkańcach.
Jakoś udało mi się przekonać 70 osób, że wspólnie możemy żyć w mieście, w którym nieważne ile masz nóg, IQ lub rudych włosów, żeby czuć się w nim dobrze.
Spędziłem dziesiątki godzin na badaniach, gapiąc się na ludzi. Zlazłem lub zjeździłem kilkaset kilometrów, narobiłem tysiące zdjęć. Rozmawiałem z przyjezdnymi, wariatami, ściskałem dłonie żulom. Dwukrotnie podczas publicznych spotkań prezentowałem swoje pomysły mieszkańcom. Odbyłem dziesiątki telefonicznych i prywatnych rozmów z urzędnikami, nierzadko mającymi nad sobą już tylko prezydenta.
Po dwóch miesiącach wciąż jestem na początku.
Wciąż przed każdą kolejną rozmową muszę myśleć o socjotechnikach, gadać językiem korzyści, mieć z tyłu głowy trzeci wariant. Wciąż czytając dyletancką prasę zaciskam zęby. Robisz banał a i tak musisz myśleć o interesach każdej strony.
Nie chodzi o żale czy sztuczną napinkę. Po prostu chyba żyjemy w takich pojebanych czasach, że jeśli przychodzisz do kogoś z propozycją niemal bezinteresownej poprawy jakiejś sytuacji on szuka w Tobie drugiego dna lub automatycznie węszy spisek. W najlepszym razie próbuje ugrać Tobą jak najwięcej dla siebie.
Minęły dwa miesiące, a ja już byłem kryptourzędnikiem, kryptocyklistą, kryptokapitalistą. Kreatywność ludzka jest chyba nieskończona.
Nie podnieca mnie zawracanie kijem Wisły, nie kręci rejtanowskie rozsmarowywanie gówna na klacie, nie bawi erystyczne przepychanie z durniami, polityczne podchodzenie przeciwników, strategiczne rozgrywanie najkrótszych nawet rozmów.
Bo chcę wierzyć, że to co zrobimy razem przyniesie radość nieporównanie większej liczbie ludzi niż tej, która myśli wyłącznie o sobie.
A jednak coraz bardziej rozumiem tych, którzy na życie w mieście postanowili położyć lachę.
Nie wiem tylko czy bardziej z lenistwa czy z egoizmu.
Ciężko być idealistą.
Być w tym świecie, ale nie być z tego świata.
Chyba za mało w nas miłości.
Nie wiem jak lepiej to wytłumaczyć.
Kiedyś były w tym miejscu kino i kawiarnia, ale życie kwitnie nadal. Inne, bo codzienne, na które mało kto zwraca uwagę.
]]>
Słońce maluje czerwienią zboże
Kolejny dzień Panie Ambroży
O siódmej rano już przy maszynie
Do siódmej wieczór czas szybko minie
Kręcą się tarcze błyszczy się śliwka
Aż nagle łubudu – ta sama linia
Jak się nie uda los się odwróci
Więcej bilonu trzeba dorzucić
Wrzucał Ambroży dwójki piątaki
Świnie kurczaki do automatu
Wrzucił stodołę działkę i pole
Wrzucił rodzinę dzieci i żonę
Wrzucił obrączki srebrną zastawę
Traktor i Golfa i siebie prawie
Tak długo grał już w te automaty
Aż sam do grania stał się automatem
Od bankomatu do automatu
Była wypłata ni ma tematu
Od bankomatu do automatu
Była wypłata ni ma wypłaty
Aż dnia pewnego ach o mój Boże
Wygrał z maszyną sprytny Ambroży
Dziesięć tysięcy polskich pieniędzy
Fontanna monet i koniec nędzy
Myśli Ambroży: teraz pożyjem
Trochę odłożym trochę użyjem
Rodzina wybaczy a tamtych spłacę
W ogóle wszystko będzie inaczej
Lecz życie to nie morala sukces
Gdzie każdym z każdym uprawiał już seks
Życie to nie Majorka Barbados
Życie to Elbląg nie Eldorado
Wszystko co wygrał całe bogactwo
Wrzucił z powrotem do automatu
Od bankomatu do automatu
Była wypłata ni ma tematu
Od bankomatu do automatu
Była wypłata ni ma wypłaty
—
Igor Skolski “Automat” (
YouTube
)
Jako ostatni przykład z tej serii rozważmy podstawową potrzebę mieszkania. Domek ślimaka, podobnie jak ptasie gniazdo, powstał bezpośrednio z materiałów otaczającej go natury.
Patrząc na to z punktu widzenia obiegu surowców i energii, ptak i jego gniazdo tworzą niepodzielną całość. Gdy zakończą swoje istnienie, materia, z jakich są zbudowane przekształcana jest bez reszty w humus, w którym na powrót tkwić będzie witalna siła na potrzeby przyszłych generacji. Energia, potrzebna do powstania ptaka i gniazda pochodzi z odnawialnej energii Słońca i po rozkładzie oddawana jest z powrotem do otoczenia. Pamiętajmy, że będzie to dokładnie taka sama ilość energii, która wcześniej została zaabsorbowana do celów wzrostu. Ptak i gniazdo, jak wszystkie twory natury, znajdują się w doskonale zamkniętym obiegu. Z powstałego z nich humusu z powrotem powstanie potem roślina, gniazdo, pożywienie i znowu ptak. Natura każdej należącej do niej istocie przydziela odpowiednie mieszkanie, dostarcza niezbędnych do tego celu materiałów, surowców i energii, dbając o to, by nie przynosiło to szkody innym istotom lub by wręcz nie niszczyło jakiegoś istnienia. Doskonale zamknięte obiegi surowców nie pozostawiają żadnych śmieci. Natura nie zna nadmiaru, ani niedoboru. Tworzy zamknięte obiegi i harmonię. Istnieje tylko logistyka doskonale współgrających obiegów materii i energii.
Jak to wygląda u nas, ludzi? Czy możemy budować z zastosowaniem minimalnej ilości energii odnawialnej? Czy optymalizujemy wszystko tak, by każdy szczegół dopasowany był do miejscowych wymagań? Jakże dramatyczne skutki przynosi w budownictwie bezmyślne stosowanie syntetycznie wytworzonych materiałów? W “Triki ekologii i oszustwo ekologiczne” z 1990 r. Adler i Mackwitz pisali: “Gdyby dla powietrza w pokojach mieszkalnych istniały tak przejrzyście określone progi stężeń szkodliwych substancji, jak dla miejsc pracy, to 10% mieszkań w Niemczech, Austrii i Szwajcarii musiałoby zostać opróżnionych, a miliony ludzi dostało by zakaz mieszkania we własnych domach. W tzw. domach energooszczędnych, szczelnych i najczęściej źle wentylowanych panuje jeszcze większe zanieczyszczenie powietrza wewnętrznego. W pomieszczeniach mieszkalnych koncentruje się radioaktywny radon oraz substancje lotne emitowane przez meble i materiały budowlane. Drewno konserwuje się pentachlorofenolem i lindanem, podłogi, dachy i rury pokrywają włókna azbestowe, lakiery, kleje i płyty wiórowe zawierają formaldehyd, a poliuretan znajduje się w materiałach izolacyjnych.”
Pomyślmy tylko o ogromnych sumach, co roku wydawanych w krajach uprzemysłowionych na samo leczenie alergii. Chorobom cywilizacyjnym takim jak zawał serca, nowotwory, nadciśnienie tętnicze, cukrzyca typu II, artretyzm i reumatyzm, alergie, atopowe zapalenie skóry etc. można by całkiem łatwo przeciwdziałać. Zdrowe i naturalne produkty oferują lepszą jakość i radość życia, zamiast frustracji na tle konsumpcji; gospodarowanie w oparciu o zamknięte obiegi surowcowe, zamiast ślepej uliczki w postaci stosów odpadów. Praca w oparciu o ideę zrównoważonego rozwoju oznacza koniec z marnotrawstwem zasobów i energii.
—
Źródło: E. Thoma “Na długi czas. Domy z drewna i życie. Stare mądrości w służbie nowoczesnych technologii”
Od kory drzew, których kolor idealnie dopasowany jest do ochrony przed mrozem, czy upałem, po sierść niedźwiedzi polarnych, w której powietrze uwięzione w każdym pojedynczym włosie minimalizuje straty ciepła w klimacie Arktyki niemal do zera – każde rozwiązanie naturalnej ochrony przed czynnikami atmosferycznymi jest samo w sobie małym arcydziełem. Nieustanna optymalizacji natury, trwająca przez tysiące lat ewolucji wytworzyła zaawansowane rozwiązania, o jakich technicy i badacze z zakresu materiałoznawstwa mogą tylko pomarzyć.
Model przemysłu odzieżowego jest bardzo zbliżony do modelu przemysłu spożywczego ( LINK ). Działając w skali globalnej, międzynarodowy przemysł odzieżowy wykorzystuje w przeważającej mierze syntetycznie produkowane surowce, barwniki i substancje chemiczne. Włókna naturalne praktycznie straciły na znaczeniu. Jedynie bawełna zdołała utrzymać swoje znaczenie w postaci potężnych monokultur. Monokulturowe plantacje bawełny w dalekich zakątkach Ziemi wyparły drobne, tradycyjne rolnictwo i zrujnowały stabilne ekosystemy.
Ogromna skala zastosowania surowców kopalnianych jest niezbędna po to, by zapewnić centralne zaopatrzenie dużym koncernom i fabrykom. Odzież stała się tymczasem nietrwałym, wybrakowanym artykułem generującym powstawanie śmieci. Ilość alergików w zamożnych krajach uprzemysłowionych rośnie, a pomimo masowej produkcji ciągle miliony ludzi nie są w stanie się dostatecznie ubrać.
Czy ma to świadczyć o sukcesie nowoczesnych koncepcji gospodarki i struktur organizacyjnych? Pocieszające jest to, że coraz więcej ludzi próbuje szukać nowych, lepszych rozwiązań. Przykładem wielu takich inicjatyw są rolnicy prowadzący biouprawy lub producenci włókien tekstylnych z niezanieczyszczonych, naturalnych surowców. Patrząc globalnie jest to jednak dopiero przysłowiowa kropla w morzu.
—
Źródło: E. Thoma “Na długi czas. Domy z drewna i życie. Stare mądrości w służbie nowoczesnych technologii”