Jak rozpętałem jatkę w internecie

Dwa dni temu napisałem na Twitterze, że warto by zorganizować sondę o tym, które środki transportu w mieście (rower, autobus, samochód) wywołują konkretne uczucia u mieszkańców Olsztyna. Pomyślałem, że warto o coś takiego spytać, tym bardziej, że stolica Warmii i Mazur jako jedyne do tej pory miasto w Polsce zdecydowało się przywrócić tramwaje, a więc jest okazja sprawdzić, jakie są efekty takiego eksperymentu przeprowadzanego przecież na żywym organizmie. Możliwości odpowiedzi były cztery: odczuwam radość, strach, wściekłość lub smutek. Następnego dnia rano po opublikowaniu przeze mnie tweeta Gazeta Olsztyńska odpisała, że czekają na zgodę wydawców na zorganizowanie sondy. Popołudniu wisiała już u nich na stronie. A tak wyglądają wyniki po kilku godzinach głosowania:

Koń jaki jest, każdy widzi (głosowało ponad 150 osób). Oczywiście cieszy tak wysoki odsetek zadowolonych kierowców – myślałem, że będzie dużo gorzej. Jednak z sondy wynika też, że zdecydowana większość dojeżdżających jest wściekła na swoje codzienne dojazdy. Wszak najwięcej ludzi jeździ po mieście samochodem i komunikacją miejską. Kierowcy to jeszcze w sumie pół biedy – przynajmniej sobie w aucie muzyczki posłuchają, ale nie zazdroszczę tym, którzy najpierw marzną na przystankach, a potem walczą o każdy m2 w autobusie. I to tylko po to, żeby na końcu dylać jeszcze z siatami zakupów do chaty. Procenty korzystających z komunikacji miejskiej mówią zresztą same za siebie.

Ale nic to, odsetki i liczby – liczbami, dużo ciekawsze jest to, co stało się w komentarzach pod sondą, zwłaszcza że oprócz samego komentowania na forum Gazety Olsztyńskiej jest też opcja oceniania konkretnej wypowiedzi. Sonda ruszyła, gong wybił, runda pierwsza: BUM! Od razu prawy prosty:

Jakaś republika bananowa w tym Olsztynie czy jak? Ale czytam dalej. Poniżej Pani pisze:

Jest nadzieja – myślę. Może chociaż jakiś nokaut techniczny się uda u sędziów wynegocjować. Komentarzy przybywało, sytuacja z minuty na minutę robiła się coraz bardziej dynamiczna. Nie przypominała jednak obrazu pokrytego mleczem pastwiska, bowiem przed moimi oczami, w coraz wyraźniejszych barwach, zaczynał się rysować obraz lecącej z urwiska lawiny. Lawiny o krwistych oczach. Prawdziwie nowy (nie)wspaniały świat!

Ale czytałem dalej. Nawarzyłem piwo to i je postanowiłem wypić. Lubię piwo, ale to – wraz z kolejnymi czytanymi komentarzami – okazywało się zdecydowanie zbyt mocno sfermentowane. Szybko na plan pierwszy wyszły (a jakże) tramwaje:

[Zwróć uwagę na ilość pozytywnych ocen głównego komentarza. Nawet komentującemu poniżej skapnęło coś z glorii i chwały. Ale żeby „zwalniać kroku” i „kochać Olsztyn”?! Co to, to nie! -7 do fajności.]

Większość komentarzy pisali kierowcy, chociaż głos w dyskusji zabrał też rowerzysta…

…u którego jednak dość szybko zdiagnozowano debilizm.

Pod koniec dnia głos w dyskusji zabrał nawet motorniczy:

Napisał to o 22:30, więc pewnie wrócił dopiero z popołudniowej zmiany, ale w kontekście najciekawszych ciosów załapał się już tylko na reklamy. Albo na liczenie.

Komentarz

Po 5 godzinach sondy ilość komentarzy wyniosła 41. Policzyłem je pod względem nacechowania emocjonalnego – bardzo ogólnie, nie wdając się w jakieś wyrafinowane analizy: 27 komentarzy negatywnych, 9 neutralnych i 5 pozytywnych. Wiadomo, że najbardziej aktywni w komentarzach są ci najbardziej niezadowoleni. Jeśli ich głos nie jest słyszany na co dzień, przy okazji takich sond mogą się wypowiedzieć. I bardzo słusznie! Bo kiedy jak nie wtedy? Z drugiej strony, ponieważ byłem w sumie inicjatorem tej akcji, czułem się też niejako autorem tego „artykułu”, który opublikowała Olsztyńska. I czytając kolejne publikowane komentarze coraz bardziej dochodziłem do wniosku, że podniecanie się opinią pisaną przez kogoś o nicku „sg” lub „hehe” nie ma żadnego sensu. A gdybym w ogóle był dziennikarzem? Pewnie scrollowałbym kilka takich jatek dziennie, w kilka minut, odbierając przy okazji kolejne telefony. A teraz sobie wyobraź, że jesteś prezydentem miasta…

Praca dziennikarza lub kogoś zarządzającego miastem, który co drugi dzień słyszy o sobie, że pochodzi od małpy z jednej strony daje niepowtarzalną okazję do zobaczenia jak niesamowicie kreatywni w wymyślaniu epitetów potrafią być ludzie. Jednocześnie jednak bycie na świeczniku powoduje, że z powodu całego wylewanego na Ciebie szamba coraz mniej chce Ci się słuchać, co ludzie mają do powiedzenia, mimo że w tym szambie na pewno znalazłoby się kilka świetnych pomysłów. A to przecież dlatego kandydowałaś/eś na prezydenta, dlatego właśnie zatrudniłeś się w gazecie – żeby wsłuchiwać się w to, co ludzie mają do powiedzenia!

Podsumowanie

Patrząc z kolei z perspektywy kogoś, kogo interesują lokalne sprawy i życie lokalnych społeczności wydaje mi się, że trudno jest proponować aktywistom takie rozwiązania, które chociaż sensowne i uargumentowane doświadczeniami innych miast czy wsi, oznaczałyby dla ludzi zmianę ich nawyków. Kilkakrotnie chciałem odpisać komentującemu podając statystykę tego, że komunikacja publiczna w mieście jest bardziej opłacalna niż indywidualna. Że to na dłuższą metę przyniesie korzyść niesamowicie większej liczbie ludzi niż siedzenie po jednej osobie w aucie. Że mamy w Polsce nieproporcjonalnie więcej samochodów w miastach niż Niemcy, Duńczycy czy Holendrzy, którzy przerobili już model, w który my coraz dalej brniemy i końca tego brnięcia nie widać. Że ograniczenie prędkości i wyprowadzanie aut z centrum miast paradoksalnie właśnie usprawnia, przyspiesza tempo poruszania się. Itd. itd. itd. Ale odpuściłem.

Wtedy przypomniała mi się historia, kiedy na wykładzie facet zapytał czy opłaca się być takim superszczęśliwym i superpozytywnym człowiekiem. Bo przecież to ludzi wkurza tylko jak się jest takim promieniującym wiecznie uśmiechniętym typkiem. Na co wykładowca odparł:

Słuchaj, masz przed sobą dwa worki: jeden z gównem, drugi ze złotem. Którym byś się chciał z ludźmi podzielić?

Może Ci się również spodoba

%d bloggers like this: