Normalność to stan umysłu
Noc z piątku na sobotę: dwie godziny snu. Potem pobudka, zdanie kluczy do starej chaty, 1,5h próby, drugie tyle w trasie. W międzyczasie wizyta u myśliwego, na ścianie jego gabinetu życzenia „Szczęśliwego Nowego 2009 Roku” od Radosława Sikorskiego. Nie pytam o „skąd to i z jakiej okazji?”, uśmiech ówczesnego Ministra Spraw Zagranicznych jest zbyt zawstydzający i pewny siebie. Poza tym, za chwilę trzeba zagrać koncert – ważniejsze co przed nosem niż sprawy Wielkiego Świata. Poza tym kac i gotujący się mózg, w takich momentach rządzi zasada zachowania energii… na później. Koncert w miarę udany, ma momenty, wracam do Poznania: tu czuję się jak w domu i wśród swoich choć rozmowy prowadzę z dystansu i pocztówkowo, skrótami. Tak trzeba, bo zbyt dużo niuansów i opinii do przekazania w jeden wieczór. 5:50 rano następnego dnia, piszę te słowa, za 2h muszę wstać na pociąg. Jestem normalny, jestem normalny…
Komentarze