List z małych miast
Wy,
Mieszkanki i Mieszkańcy dużego miasta. Wy – 6 milionów Obywatelek i Obywateli Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Poznania i Trójmiasta. Mieszkacie w Wielkiej Piątce, wiemy to. Patrzymy na Was. Widzimy w wiadomościach. W Piątce rozwiniętej, wygranej, perspektywicznej. Nas z małych miast jest więcej, dużo więcej, ale to Wy jesteście tą białą owieczką. O Was się mówi, o nas – milczy. Jesteście dla nas wzorem, który staramy się naśladować. Z uznaniem patrzymy jak kwitniecie, jak wyznaczacie standardy, jak sumiennie przecieracie szlaki, którymi i my staramy się później podążać.
Niektórzy z nas twierdzą, że nie mieliśmy tyle szczęścia co Wy. Że to wina historii, polityki, albo że po prostu nie byliśmy zbyt błyskotliwi lub pracowici. Zdania są podzielone, tak jak podzielone są co do tego, które z Waszych dużych miast jest trzecie, piąte lub drugie i czemu dokładnie zawdzięcza akurat to miejsce. Jakby nie było, my zostaliśmy w tyle, Wy kroczycie odważnie naprzód.
Gdy mówię o Was lub o nas, nie mam na myśli wszystkich. Wiem, że to nadużycie. Czerski pisząc “My, dzieci sieci” też to wiedział. Jeżeli piszę „my” – to znaczy: „wielu z nas”, albo „niektórzy z nas”. Jeżeli piszę: „jesteśmy” – to znaczy: „bywamy”. Piszę: „my” tylko dlatego, żeby móc o nas w ogóle napisać. Tak pisał 6 lat i tydzień temu ( link ).
Niekiedy dochodzi do naszego spotkania – w internecie, w serialu telewizyjnym, przy okazji rodzinnych imprez. To spotkania nierówne, niesprawiedliwe, często naznaczone hierarchią, choć nikt przecież nie spisał tej hierarchii na papierze. Nie umówiliśmy się, że tak będzie, być może nie ma na to nawet oficjalnej zgody. Cichy niuans i niemy konsensus. Autor: nieznany.
Różnice między nami są subtelne. To dwa sosy w Żabce, które Pani proponuje w małym, zamiast jednego w dużym. To memy i virale, które Wy wymyślacie, choć bawią nas wszystkich. To nasze wzajemne wizyty: gdy przyjeżdżacie do nas, takie wizyty dla Was to wytchnienie, nasze u Was to skrzywdzenie. Wy do nas na Mazury lub w Bieszczady jeździcie, żeby odpocząć; my do Was do Warszawy lub Trójmiasta, żeby się obkupić.
Te proste zestawienia, choć niepozbawione przecież uproszczeń, dają odróżnić nas od Was. To pretensja kelnerki z małego miasta, której pewność siebie przechodzi nieraz w obsceniczność. To pewność siebie kogoś z Wielkiej Piątki, która podczas wizyty u nas zdradza niekonieczną butę.
Łączy nas chęć zmiany i poszukiwanie lepszego, niemniej podobieństwa między nami kończą się wyłącznie na słowach. Wy chcecie mieszkać na wsi, z której my chcemy wyjechać. Wy pędzicie po spokój, którego my mamy w nadmiarze. Wybór najatrakcyjniejszej oferty na popołudnie wymaga od Was niemałego kunsztu, czekanie na jakiekolwiek atrakcje wymaga od nas niemałej cierpliwości.
Żyjemy w dwóch równoległych rzeczywistościach. Są równoległe i równorzędne, choć wszyscy gorąco chcielibyśmy wierzyć, że żadna z nich nie istnieje naprawdę. Chcemy wierzyć, że nie ma znaczenia czy szef, który z Wami komunikuje się mailem, z nami kontaktuje się osobiście. Że nieistotne czy sprawę załatwi Wam anonimowy urzędnik, czy nam – sąsiad lub w najgorszym razie daleki znajomy. Że u Was trudno coś zmienić, bo trzeba pogodzić mnóstwo interesów, a u nas trudno coś zmienić, bo nikt na to w ogóle nie wpadł to obojętne akcenty i nieważne dekoracje tego samego problemu.
Nasze miasta przypominają zamykane na noc wioski rybackie, Wasze – tętnią powierzchownymi rozmowami z zagranicznymi gośćmi. Nadmiar kreatywności innych Was onieśmiela, my nie mamy kreatywności od kogo się uczyć.
Wy, z Wielkiej Piątki, ciężko pracujecie, żeby móc sprawdzać na sobie najlepsze rozwiązania. Być może nawet robicie tak z myślą o nas, bo chcielibyście, żeby nam też było równie dobrze jak Wam. A my naśladujemy Was najlepiej jak potrafimy. I dziękujemy Wam za to. Szkoda tylko, że wzajemnie wspieramy się w przekonaniu, że możemy być tacy sami. A przecież gołym okiem widać, że to nieprawda. I to jest chyba właśnie najpiękniejsze.
—
Mapka: “Bliska Praca? Za daleko”, Rzeczpospolita 6.02.2018 (
link
)
A co sądzisz na temat koncepcji kapitału kreatywnego?
Cyt. Edward Jeliński.
“Jednym z rozwiązań ostatnio proponowanych – mających na celu właśnie
usprawnienie życia człowieka w mieście – jest koncepcja kapitału kreatywnego
Richarda Floridy (ur. 1957 r., amerykańskiego ekonomisty interesującego się urbanistyką,
autora pracy Narodziny klasy kreatywnej). Ten intelektualista (badacz)
dowodzi, że w warunkach gospodarki postindustrialnej (opartej na idei Gospodarki
Opartej na Wiedzy, upowszechnionej pod koniec XX w.), w której główną rolę
odgrywają miasta, a koncentracja kapitału fizycznego (czyli hut, kopalń i fabryk)
przestała świadczyć o dynamice rozwojowej, czynnikiem podstawowym stał się inny
typ kapitału, kapitał kreatywny. Pod tym pojęciem –najogólniej mówiąc – kryje się
zdolność do tworzenia nowych pomysłów i (idei, technologii, wytworów kultury
o użytkowym znaczeniu) implementowania ich w konkretne \ rzeczy – produkty
oraz usługi). Według Floridy, na kapitał kreatywny składają się trzy czynniki: talent,
technologia i tolerancja (stąd nazwa: koncepcja 3T). Talent wyznaczają wysokie
kompetencje oraz odpowiednio wysoki potencjał twórczy. Technologia to dostępność
infrastruktury badawczo-rozwojowej. Istotą tolerancji pozostaje otwartość
na zmiany, na inność. Wszystkie te trzy czynniki są równoważne, tzn. wzajemnie
współtworzą warunki do współczesnego rozwoju. Koncepcja kapitału kreatywnego
odwołuje się do potencjału rozwojowego danego ośrodka – miasta. Rzecz w tym,
ażeby odpowiedzieć sobie na pytanie: jak ten potencjał tworzyć? Okazuje się, że
z tych trzech czynników najtrudniejszym do realizacji pozostaje tworzenie talentu,
który współkreuje wykształcenie, aktywność twórcza, innowacyjność i przedsię-
biorczość. Podmiotem koncepcji kreatywnej jest klasa kreatywna, którą stanowią
przedstawiciele tradycyjnej klasy średniej i wyższej, a więc m.in.: inżynierowie,
programiści, naukowcy, designerzy, artyści, ludzie kultury (wydawcy, producenci
filmowi itd.). Pojęcie klasy kreatywnej należy do głównych wyznaczników oceny
funkcjonowania miast współczesnych (metropolii). Okazuje się, że wśród parametrów
oceny niekoniecznie najważniejszymi muszą być wskaźniki ekonomiczne typu
oferta rynku pracy. Istotny dla klasy kreatywnej jest też oferta jakości życia w danym
mieście, która nie może sprowadzać się tylko do zmiany infrastruktury materialnej
(w rodzaju budowy stadionów), ale musi uwzględniać usługi edukacyjne, kulturalne
weryfikujące dotychczasową ofertę wolnego czasu.
Nie możemy zapominać, że koncepcja kapitału kreatywnego powstała na
kontynencie amerykańskim i dotyczy społeczeństwa i metropolii amerykańskich.
Mechaniczne przenoszenie jej na grunt polski jest raczej niewskazane, wymaga sporej
ostrożności (zob. szerzej Wojnar 2016). Wynika to chociażby z faktu, że w przeciwieństwie
do kapitalizmu amerykańskiego będącego rdzeniem gospodarki globalnej,
Polska pozostaje krajem co najwyżej średnim pod względem wielkości kapitału
i tworzenia nowych wartości. Ta niezbyt wielka rola (niezbyt utrwalona) polskiego
kapitalizmu w globalnym systemie może prowadzić (w niektórych dziedzinach gospodarki)
do zjawiska prekaryzacji, spowodowanego dysproporcją między podażą
usług ze strony klasy kreatywnej a popytem ze strony gospodarki. Uwzględniając
dynamikę przemian klasy kreatywnej w Polsce w ostatnich kilkunastu latach (np.
zatrudnienie ludzi w zawodach uchodzących za kreatywne w niektórych polskich
miastach wynosiło ostatnio: Warszawa – ponad 50% ogólnej liczby zatrudnionych;
Rzeszów – 35%, Poznań – 32%, Kraków –31%, Olsztyn – 29%, Wrocław – 28,5%
– zob. Bendyk 2016: 78), można lepiej dostrzec zachodzące zmiany w miastach
polskich jako metropoliach (społecznych i kulturalnych nie wyłączając), mających
wpływ na egzystencję człowieka.”
Kiedyś tłumaczyłem tekst Hayeka dla Instytutu Misesa, nie mogę go niestety teraz znaleźć. Padło tam zdanie, że gospodarka zawsze była oparta na wiedzy, bo zawsze istniała grupa proponująca jakieś rozwiązania, wdrażająca innowacje. Kwestią dyskusyjną pozostaje tylko na co położymy akcenty, jednak niezależnie od analitycznej nowomowy i sposobów rozkładania tych akcentów (wszak – korzystając dalej z Hayeka – mierzymy zawsze to, co udaje się zmierzyć i to orientuje naszą percepcję: http://mises.pl/blog/2011/07/11/hayek-pozory-wiedzy/ ) istotność (ważność?) koncepcji 3T potwierdza praktyka miejska. Po prostu tak jest, że z freelancem i innowacyjnymi branżami związane są określone wzory zachowań, style życia i spędzania czasu wolnego, statystycznie większa tolerancja dla odmienności, skłonność do angażowania się w różne inicjatywy itd. Prosty przykład (zupełnie nienaukowego, jednak wciąż ciekawego) zestawienia “najbardziej zaangażowanych politycznie amerykańskich miast” też pokazuje jak istotna jest struktura zatrudnienia w regionie/mieście: http://localtalk.mynewplace.com/best-cities-for-political-activists/ W przemyśle IT dużo się zarabia, wymaga on też od pracownika dużej otwartości na zmiany itd. Taki pracownik ma pieniądze na książki, na przeczytanie czegoś więcej niż bieżące newsy z onetu, jest zwykle bardziej krytyczny i samodzielny w myśleniu itd itd. Więc co ja mogę, z prof. Jedlińskim trudno się spierać, bo i specjalnie nie ma z czym 😉
W ramach ciekawostki, sprawdziłem ostatnio korelację między odsetkiem studentów w miastach wojewódzkich a liczbą zarejestrowanych organizacji pozarządowych. Robocza hipoteza brzmiała: lepiej wykształcone społeczeństwo wykazuje większość skłonność do robienia czegoś w tzw. wolnym czasie. Wyszło mi coś takiego: https://imgur.com/a/Vm9VS
CZerwone cyferki to wynik korelacji przy df/p 0.1 czyli: z 90% pewnością można stwierdzić, że liczba studentów (bycie miastem akademickim) tworzy większy ferment społeczny. Nic nadzwyczajnego, a jednak 😉
To jeszcze nawiązanie do powyższego listu.
Do Mieszkańców mniejszych miast.
Historia z cyklu “A dlaczego z małego i słabego nie stać się trochę większym i bardzo bogatym?”
Miasto-państwo ” X”.
Liczba mieszkańców: trochę powyżej 5 mln (w porównaniu do sąsiadów z kontynentu to mikrus).
Od odzyskania niepodległości w 1963 r., PKB na mieszkańca zwiększył się osiemdziesięciokrotnie i obecnie wskaźnik jest wyższy niż w Wielkiej Brytanii. Od czterech dekad kraj ten odnotowuje nieprzerwanie wzrost gospodarczy.
Obecnie “X” jest największym ośrodkiem finansowym, handlowym i bankowym w Azji Południowo-Wschodniej. Działa tutaj 170 banków, z czego ok. 120 zagranicznych oraz 80 towarzystw ubezpieczeniowych.
“X” jest najważniejszym i największym centrum edukacji na wysokim poziomie w Azji Południowo-Wschodniej (i jednym z najważniejszych w całej Azji, jak i na świecie). Poza doskonałymi uniwersytetami państwowymi (znajdującymi się w światowej czołówce), jest też duża liczba szkół specjalistycznych oraz oddziałów uniwersytetów amerykańskich, australijskich i europejskich. Na wszystkich uczelniach językiem wykładowym jest angielski, a zajęcia prowadzą wykładowcy z całego świata.
Co stanowiło klucz do takiego sukcesu?
Cytując wieloletniego prezydenta miasta-państwa “X”:
“Moja strategia polegała na „wykorzystaniu jedynego zasobu naturalnego który kraj miał – ludzi”.
Pytanie: Jak nazywa się kraj “X”?
O Singapurze napompknąłem przy okazji tekstu o olsztyńskich tramwajach /jak-zmieniac-swoje-miasto-krotka-historia-z-olsztynskim-tramwajem-w-tle/ 😉
Swoją drogą, masz może biografię Lee Kuan Yew? Jest tylko po angielsku, ale nie szkodzi. Kiedyś trafiła mi w ręce i teraz nie chcę całej kupować chociaż poluję przy każdej okazji, żeby przynajmniej ksero mieć… 😉
Właśnie przeczytałem tekst o tramwajach (na bloga trafiłem dosyć niedawno i nie zdążyłem jeszcze ze wszystkim się zapoznać chociaż mam taki cel. 🙂 Cały czas jestem pod bardzo dużym wrażeniem merytoryki i jakości przytaczanych przykładów).
Jeżeli chodzi o Lee to wpadła mi w ręce: “Chiny, Stany Zjednoczone i świat w oczach wielkiego mistrza Lee Kuan Yewa
Graham Allison, Blackwill Robert D., Wyne Ali”
Z biografią nie miałem jeszcze przyjemności się zapoznać (mam taki plan 🙂 ).
Zaskoczyło mnie jak bardzo to co mówi Lee jest często wbrew utartym kalkom myślowym którymi jesteśmy karmieni. Ale mimo to, intuicyjnie wiemy że to co mówi niepopularnego jest prawdziwe 🙂
Urząd Statystyczny prezentuje dane dotyczące stanu i ruchu naturalnego ludności w województwie. Dla Warmińsko-Mazurskiego fajnie to widać właśnie na mapie z podziałem na powiaty. Chętnie bym wrzucił tutaj mapę w komentarzu ale chyba nie ma takiej możliwości.
W każdym bądź razie, patrząc z perspektywy kraju (mapa powyżej) można odnieść wrażenie że w War-Maz nie ma miejsc które jednak w jakimś stopniu przyciągają ludzi.
A jednak: “Saldo migracji wewnętrznych i zagranicznych ludności na pobyt stały w 2016 r. przyjęło wartości dodatnie w trzech powiatach: olsztyńskim (4,40), ełckim (2,62) i w Olsztynie (0,20)” cyt. raport US Olsztyn.
Myślę że w innych regionach kraju jest podobnie i warto spojrzeć bliżej na te miejsca, przeanalizować co jest tym czynnikiem przyciągającym i w jaki sposób zwiększyć potencjał “średniaków”.
A że najbliżej sercu miejsce gdzie człowiek tu i teraz, więc rodzi się parę pomysłów na nasze War-Maz “rodzynki”.
Ciekawe z tym Ełkiem.
O nim też Śleszyński wspomina jako o naturalnej kotwicy w swoim regionie. Ełk wg Śleszyńskiego pełni taką funkcję, bo naturalnie blisko jest ludziom do niego. I że należy takie ośrodki wspierać. Zresztą, tutaj cały wywód, polecam bardzo! http://jagiellonski24.pl/2017/11/29/chaos-przestrzenny-kosztuje-nas-kilkadziesiat-miliardow-rocznie-rozmowa/
Ciekawsze wg mnie byłoby pokazanie i analiza takiego przyciągania nie na poziomie województw tylko powiatów. Liczę że GUS opublikuje wkrótce takie dane za 2017 r.
Czemu akurat powiatów? One mają jakieś szczególne znaczenie? Bo w strukturze administracyjnej kraju dość niewielkie.