Pompowanie kosmicznej bańki
Kilka dni czekałem na tę konferencję NASA. Co prawda Agencja regularnie i od dawna skrzykuje media i internet, żeby ogłosić coś szczególnie już-teraz-naprawdę-spektakularnego, ale tym razem zapowiedzieli, że konferencja ma związek z teleskopem Keplera, który od kilku lat skutecznie wykrywa planety posiadające warunki do istnienia tam życia, sugerując też, że w sprawę zamieszane są algorytmy Google, więc tym bardziej można było zacierać ręce. Do tego właśnie teraz przez nasz Układ Słoneczny przelatuje jakieś spłaszczone i podobne kształtem do talerza dziwadło, czyli nic tylko nieziemsko się jarać.
Na konferencji NASA okazało się, że odkryli (tylko) dwie kolejne planety i że odkrycia dokonały (aż) samouczące się maszyny Wielkiego Brata Google’a.
Dla kogoś, kto na co dzień chodzi sobie po ziemi, wszystko to może się wydawać odległe lub beztroskie, jednak opcję spotkania z obcymi traktują serio naprawdę poważni ludzie. Choćby Światowe Forum Ekonomiczne, które w swoim oficjalnym raporcie z 2013 przez dwie strony omawia spotkanie z zielonymi ludkami jako zagrożenie o znaczeniu globalnym ( global risk ), czy Centrum Studiów nad Zagrożeniami dla Rasy Ludzkiej ( Centre for the Study of Existential Risk ) działające na Uniwersytecie w Cambridge, gdzie analizuje się scenariusze na wypadek, gdyby AI wymknęła się nam spod kontroli. Z roku na rok coraz lepiej też sprzedają się roboty-kobiety, jako żywo gestykulujące i mrugające oczami, z tym lub innym akcentem itd.
Ewentualne spotkanie z obcymi rodzi oczywiście pytania natury filozofijakiejśtam; relacje człowiek-AI prowokują z kolei dyskusje o granicach moralności, etyki i czego tam jeszcze. Konsekwencje są takie, że rozwój techniki od lat inspiruje debaty o tym, czy można sobie z androidem ten tego, jeśli np android nie będzie akurat chciał. Albo inspiruje rozważania o skutkach istnienia globalnej świadomości 7 miliardów ludzi podłączonych do jednej chmury obliczeniowej.
Problem z tym badaniem kosmosu i sztuczną inteligencją jest taki, że energetyczno-materialny bilans kosmosu wygląda tak:
Jednak ciemna energia i ciemna materia to jedynie hipotezy (chociaż stanowią ponad 95% składu kosmosu), bo i tych pozostałych 5% nie do końca potrafimy się doliczyć.
Czyli: prawie absolutnie nic nie wiemy nawet o najbliższym nam otoczeniu, mimo to od dziesięcioleci wydajemy kolejne biliony dolarów na badania zaledwie hipotetycznych fenomenów. Więc – cytując Bareję: po kiego wała nam samolot?
Normalnie żaden Kowalski nie dałby złotówki na taki nieistniejący i dodatkowo niepotrzebny mu samolot. Mimo to płacimy składki regularnie i to z uśmiechem, łykając te olśniewające zdjęcia supernowych, głębokiego pola Hubble’a lub relacje z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, gdzie też oglądają Gwiezdne Wojny. Wydaje mi się, że jest tak dlatego, bo cała machina badawczo-rozwojowa, którą rozkręciła najpierw II WŚ, potem Zimna Wojna, a teraz podsycana jest regularnymi konfliktami musi znaleźć ujście, dostawać systematyczną pożywkę. Nie da się po prostu nagle zwolnić milionów inżynierów – trzeba dać im zajęcie. I to najlepiej takie, na którym znowu zarobi się pieniądze. Skoro więc od II WŚ do dzisiaj wciąż nie udało się możnym dogadać ze sobą tutaj na ziemi, a cała machina jest już rozkręcona, kipiąc wręcz od mocy przerobowych, przeniesienie ciężaru dyskusji w stronę gwiazd, a także zapewnienie dobrego podłoża do eksperckiego rozwijania i równoczesnego spekulowania o sztucznych inteligencjach wydało się całkiem zgrabnym pomysłem. Dodatkowo, w sprawę zaczyna coraz mocniej wchodzić biznes prywatny, w tym rzeczony Google ze swoją sztuczną inteligencją, więc tym bardziej można oczekiwać, że chociaż nie wiadomo czy fair to przynajmniej będzie ciekawie.
Możesz pomyśleć, że to spiskowa teoria, podam więc jeden przykład. Pochodzi z nowego (2017), fascynującego filmu “Podróż do źródeł czasu” wyprodukowanego przez Planete+. Oto fragment:
Ekstremalnie Wielki Teleskop aktualnie stawiany na pustyni w Chile będzie miał 39m zwierciadło o mocy zbierającej 4x więcej światła od obecnie najpotężniejszych teleskopów. Jego pracę będą wspierały dwa wyniesione na orbitę teleskopy (amerykański i europejski). Nowe instrumenty zaczną działać w latach 20. XXI w. Obserwatoria będą działać w ramach programu LSST, polegającego na tym, że dedykowane łącza światłowodowe połączą na nieznaną dotąd skalę superkomputery zlokalizowane na innym kontynencie. Tam dane będą przetwarzane i udostępniane naukowcom na całym świecie przez internet.
Co 47 sekund LSST dostarczy nam nowy obraz nieba. Naszym zadaniem będzie jak najszybsze przekazanie światu obrazu nieba. Opublikujemy katalog zmian nieba w ciągu minuty od zamknięcia migawki. I tak co 47 sekund każdej nocy przez 10 lat. Średnio ujmując LSST będzie co kilka dni obrazować całe południowe niebo. Obecnie jest już wiele podobnych badań, a każdej nocy z całego świata spływają tysiące powiadomień o tym, co się zmieniło na niebie. LSST to nowa jakość. Jest tak wielki i przegląda tak ogromną część przestrzeni kosmicznej, że co noc wykryje 10 mln nowych elementów. I tak przez 10 lat. Zaczyna się więc nowa gra. Skala informacji przerasta wszystko co do tej pory znaliśmy; odkrywa dla nas wszechświat, którego nikt dotąd nie badał.
Chcąc wyłuskać z zalewu danych to, co istotne, program będzie intensywnie korzystał z modeli komputerowych symulujących różne okresy w historii kosmosu. Potężne programy opracowano na podstawie teorii powstawania galaktyk, wpływu ciemnej materii i ciemnej energii, oraz wielu innych parametrów. Zestawy danych są tak bardzo złożone, że chcąc je zrozumieć i zinterpretować potrzebujemy symulacji ewolucji kosmosu.
Do czego więc zmierzam i o co w tym wszystkim chodzi? Mianowicie o to, że badania kosmosu realizują agencje państwowe, takie jak NASA, Europejska Agencja Kosmiczna, które utrzymywane są z podatków. Natomiast beneficjentem całego zamieszania są prywatne firmy/korporacje, od których całą tę infrastrukturę kabli, serwerów i superkomputerów agencje państwowe będą musiały kupić. Pewnie, że facet w Chile dostanie dolar od metra położonego kabla, ale pozostałe 9 dolarów zainkasuje korporacja, która te kable wymyśliła, dostarczyła i które będzie potem serwisować.
Co z tego z kolei wynika? Ano to, że chociaż Kowalski (Ty, ja, podatnik w Chile) będziemy za to wszystko w podatkach płacić to i tak nie uzyskamy odpowiedzi: po kiego wała nam ten samolot? Pewnie że może i potem te osiągnięcia spłyną (zgodnie z teorią dyfuzji technologii) do społeczeństwa. Może i to nam jeszcze bardziej usprawni/polepszy/podniesie jakość życia. Może.
Bo skoro powyższe dobrze opisałem, najpierw skorzystają na tym utrzymywane z podatków agencje, które będą miały co robić, następnie biznes, który na tym zarobi, a na końcu Kowalski, który – przy dobrych wiatrach – pójdzie i kupi jeszcze lepszy mikser, patelnię czy cokolwiek. Po raz drugi dając zarobić firmom/korporacjom. Podniesienie jakości życia nie jest więc koniecznością, a zaledwie możliwością.
Wniosek, który tu się nasuwa jest konsekwencją powyższego, ale tak naprawdę nie wymyśliłem go sam. Jest cytatem, wypowiedzianym w latach 70. przez Chomsky’ego. Brzmi on: Administracja wojskowa to machina w dużej mierze odpowiedzialna za nakłanianie społeczeństwa do subsydiowania rozwoju przemysłu wykorzystującego zaawansowane technologie.
W imię czego? Większego szczęścia obywateli, większej ilości wolnego czasu, większego luzu? Czy w celu dalszego usprawnienia produkcji służącego wąskiej grupie subsydiowanej przez masy? Don’t be evil? Aha…
Nie wiem, co można z tym – oprócz załamania rąk – zrobić. Napisałem kilka dni temu do Chomsky’ego i choć licha jest szansa, że odpowie, bo jest naprawdę zajętym facetem, wydaje mi się, że każdy przynajmniej powinien zdawać sobie sprawę z tej dość prostej w sumie logiki. I rozsądzić, co chce/powinien/może lub nie z tym/na to poradzić. Na razie pozostaje tylko czytać wiersze.
Walt Whitman “Astronom”
Kiedy słuchałem, jak mówił astronom,
Kiedy dowody w cyfrach nakreślił przede mną,
Kiedy pokazał mapy, mnożył, dzielił,
Kiedy siedziałem w sali, a wszyscy bili mu brawo,
Nie wiem, dlaczego czułem się znużony,
Póki nie wyszedłem stamtąd,
A idąc wśród wilgotnej, tajemniczej nocy,
W milczeniu spoglądałem na gwiazdy.
(1865)
Dużo większa kasa niż na badania kosmosu jest wydawana na podkręcanie jakości ekranów telewizyjnych czy wygładzanie użyteczności androidowych aplikacji do lajkowania zdjęć kotków. Tu raczej można stawiać pytania o sensowność wydatków :).
Z kolei post detection policy to też ciekawy temat i są już chyba nawet wypracowane protokoły wspólne. Ciekawe jak będzie z ich realizacją w praktyce 🙂
https://en.wikipedia.org/wiki/Post-detection_policy
Hehe, a swoją drogą ciekawe kogo byśmy wytypowali z naszej strony do takiego spotkania dwustronnego 🙂
Przecież to już ugadane – Jodie Foster 🙂
Ale niestety bardziej prawdopodobne jest, że szybki koniec świata zacznie się od zdania: “Rosjanie jako pierwsi nawiązali kontakt z cywilizacją pozaziemską” 🙂