Rok Dychy
Przez ten czas skleciłem tu ponad 170 tekstów (ten jest 173), do których dodając kilkanaście tych, które się w międzyczasie skasowały, daje wynik: tekst co drugi dzień. Więc nie “dycha dziennie”, choć licząc liczbą zdań – już prędzej.
Gdy rok temu wsiadałem do auta, jadąc na Mazury po pierwszą opowiedzianą tu historię, nie kartkowałem w myślach kalendarza o 365 dni do przodu. A jednak z jakichś powodów się udało.
Może dlatego, że ciągle wydaje mi się, że mam coś ciekawego do powiedzenia.
Istnieje nieprawdopodobna liczba interesujących ludzi, którym – tak jak mnie – wydaje się to samo. Wojskowemu pilotowi z Dolnego Śląska piszącemu świetne opowiadania, kobitce z Paragwaju lub kilku(nastu) dziewczynom – młodym żonom i mamom – które swoją wschodnio-kresową wrażliwość wykorzystują do wwiercania się w rzeczywistość dużych miast. Do tego onieśmielająca plejada piszących wychodźców, uchodźców, emigrantów z: Irlandii, Francji, Belgii, Hiszpanii, Anglii, Niemiec czy Szwecji.
Wszystko to prowadzi oczywiście do wniosku, że mimo wysiłku podejmowanego przez wszystkich piszących nikt z nas wciąż tak naprawdę nie wie, dlaczego człowiek potrafi się z jednej strony pocić, a z drugiej jak bierze prysznic nie nalewa się do niego woda.
Dychę założyłem z prostej fascynacji faktem przeprowadzki w rodzinne strony. Po roku mogę powiedzieć, że wciąż za każdym razem wstrzymuję na moment oddech, gdy patrzę na warmińskie pagórki.
Jeśli wyniosłem z tego wszystkiego jakąś naukę, brzmi ona: najlepsze decyzje są jak prezenty znikąd. Pojawiają się same. Po prostu wiesz, że coś tam trzeba zrobić.
A krowy to podobno wcale nie takie głupie zwierzęta.
Chciałam napisać Sto Lat, ale sie zastanawiam, czy chciałbyś pisać bloga w 2117 roku ?
Napisze zatem : owocnego w przyjemne emocje blogowania 🙂
Super, dzięki!
Ostatnio przeczytałem, że 10 lat wcześniej pewna dziewczyna postanowiła napisać list do siebie samej, który właśnie po 10 latach otworzy. Otworzyła. Oczywiście zupełnie nie pamiętała co tam kiedyś naskrobała, ale ze zdziwieniem odkryła, że większość z tych rzeczy pisanych do siebie się spełniło. Ciekawy pomysł…
Owocnego dalszego blogowania. Wszystkiego najlepszego:)
Wzajemnie!
Yay! Kolejnych 128 lat życzę!
Z wzajemnością!
Pamiętam jak po którymś przeczytanym wpisie zapytałeś, czy prawda to tutaj, czy jednak zmyślam 😉
A ja nie pamiętam. Ale nie szkodzi, ja dużo nie pamiętam. Całkiem jak w tym starym kawale:
– Panie Kowalski, mam dla pana dwie wiadomości. Obydwie złe.
– Oj, to niedobrze, panie doktorze. A jakie?
– Ma pan AIDS.
– Oj, to faktycznie fatalnie.
– A poza tym ma pan też zaawansowanego Alzheimera.
– E, panie doktorze, to akurat spoko. Mogło być dużo gorzej, na przykład mógłbym mieć AIDS…
To ja w takim razie czekam, aż opowiesz nam ten kawał znowu 😀