Ruletka szczęścia
[mail od Czytelniczki Dychy, przeredagowany i wrzucony tu za jej pozwoleniem]
Zawsze byłam ambitna, od dzieciństwa. Szkolne konkursy, występy artystyczne – wszędzie musiałam być pierwsza i we wszystkim najlepsza. I byłam, zawsze. Teraz mam wspaniałego chłopaka i super pracę. Jest dobrze, nawet bardzo dobrze.
A raczej było, dopóki nie uświadomiłam sobie niedawno jednej rzeczy.
Byłam w szpitalu i ciągle z pracy ktoś dzwonił i czegoś chciał. Nikt się nie interesował moim losem tylko wycenami, harmonogramami, planami etc. Pozłościłam się i ustaliłam, że spróbuję coś zmienić. Bo skoro potrafię zasilać konta wielkich korpo, to w innym miejscu też powinnam dać sobie radę, a przynajmniej dla kogoś to, co robię będzie serio ważne.
Jutro (czyli dziś – przyp. moje) mam rozmowę w sprawie pracy w fundacji charytatywnej. Bardzo lubię swoją dotychczasową pracę, ale też wiem, że mnie wykończy. Nie można pracować po 10h dziennie + weekendy często + plany od 5:00 do 22/23. To piękna przygoda, ale tak się żyć nie da. Czuję, że to, co robię teraz jest chwilowe i oszukane. Stwierdziłam, że nie mogę tak żyć i godzić się na to w pełni. Pomyślałam, że spróbuję. Kilkakrotnie na własnej skórze przekonywałam się, że warto wyciągnąć rękę po to, co los daje. Może nic z tego nie będzie, ale chociaż pójdę i sprawdzę.
A na przełomie roku jedziemy sobie na koniec Polski na parę dni. Po prostu uciec i zaszyć się w jakiejś małej norce.
Dodaj komentarz