Takie same tylko że inne
Jakoś tak jest, że prawie każda zmiana miejsca – przeprowadzka, wycieczka do dalekiego kraju, wyjazd w odwiedziny do znajomych w innym mieście, delegacja – powoduje, że na
oczywiste dla miejscowych sprawy patrzysz w zupełnie inny sposób.
Banał. Nawet jeśli po pewnym czasie zaczynasz na te sprawy patrzeć tak samo jak oni: na codzienne zakupy, architekturę, na podróż autobusem. Kasowanie biletu w tramwaju, które jeszcze kilka dni wcześniej w starym miejscu wydawało się najbardziej prozaiczną czynnością, w innym/nowym miejscu wykonujesz ze świadomością, że wszyscy się na Ciebie gapią. Nawet strach się wkrada czy zrobisz to poprawnie, więc na wszelki wypadek już na przystanku najzwyczajniejszy przecież bilet oglądasz po cztery razy z każdej strony; może nawet trenujesz kasowanie na sucho, żeby wyglądało bardziej naturalnie.
No więc jadę, przyglądam się ludziom i szukam w nich tego, co odróżnia olsztyniaków od poznaniaków. W plecaku świetna najnowsza książka Stasiuka, więc korci, żeby pyknąć chociaż kilka stron, ale pokusa gapienia się silniejsza. Nikt nie czyta w tym tramwaju – myślę i staram sobie przypomnieć czy w Poznaniu jest tak samo, czy znalazłem różnicę, odkryłem spisek, znalazłem Polskę B. Na siłę i bez sensu, więc wyciągam Stasiuka i czytam o tym, że Ruscy nigdy nie mieli problemu z imigrantami, bo zawsze mieli wystarczająco dużo ościennych mongołów do ogarnięcia. Jakaś dziewczyna mówi do swojego chłopaka: To co? Może przyjdziesz teraz od razu do mnie? Bo potem w domu znów zaczniesz siedzieć na telefonie i nie będzie ci się chciało.
Dodaj komentarz