Tatarski tryptyk
1.
Sztalugi już rozstawione
półlustrzanki naładowane na trzy kreski
w powietrzu unosi się zapach zioła
więc czas rozpocząć plener artystyczny
w Kruszynianach
skąd bliżej już do Grodna niż do Białegostoku.
Wcześniej jednak krótki wykład
o tatarskiej antropologii i kulturze
i żeby uszanować charakter tej wyjątkowej wioski.
Aż nagle zza krzaków wychodzi jeden z nich
i mówi do kilku stojących z boku, że z niego taki muzułmanin
że i kaszankę chętnie opierdoli
i czy by się nie dorzucili do browara.
2.
Plener idzie jednak nieźle
bo występuje sublimacja i powstają pierwsze koncepty
które aż wypada skonsumować w pobliskim
rustykalnym barze.
Tam artystyczna konsternacja
głowy latają na boki w poszukiwaniu
czegoś bardziej wege
a obyta psychologicznie kelnerka Halima uprzedza wszelkie pytania
i oświadcza że jeśli zamówi się odpowiednio dużo
to ona jutro może się przebrać nawet za kosmitkę.
3.
Wieczór też jest cały owocny w wydarzenia
i rozmowy tutejszych z przyjezdnymi.
Duża w tym pewnie zasługa Żubra
które lane u Halimy smakuje jak Tyskie.
I gdy już te wszystkie niejasne
konceptualne rozróżnienia
zastępuje jasne pite bez wytchnienia
odzywa się ona
i do miejscowych, tonem pełnym znaczenia
mówi:
– Nie pijcie z nimi. To h o m o s e k s u a l i ś c i.
A wszystko przez to, że półlustrzanki naładowane były tylko na trzy kreski. No i rozmawialiście upaleni ziołem zbyt kwiecistym stylem, co dla obytej psychologicznie Halimy było jednym z zasadniczych objawów homoseksualizmu.
to przez Żubra
Coming out przez Żubra. Trzeba uważać na niego.
bo oni policentryzmów nie skumali i wogle zaściankowość, Panie. To jak tu z takimi ograniczeńcami rozmawiać? Nawet się uniwersalistycznych dzieł nie da się robić. Znaczy tworzyć znaczy.