Wyobraź sobie
Wyobraź sobie, że po 11 latach przeprowadzasz się z powrotem do rodzinnego miasta ; że ostatni raz byłaś/eś w nim ponad półtora roku temu. Ziomy, z którymi jeszcze za czasów liceum zakrzywiałaś/eś czasoprzestrzeń całonocnymi sesjami maksymalnego brechtu, przesuwałaś/eś horyzont ogarem rozmów aktualnych dzisiaj i jeszcze pewnie z 20 lat do przodu, z którymi wymieniałaś/eś się emocjonalno-intelektualnymi płucotchawkami rozjechali się. Anglia, Hiszpania, Warszawy, Gdański, Wrocławie i Krakowy – za pracą, miłością, studiami, swoimi wyobrażeniami na samych siebie. Przez 11 lat z niektórymi na łączach co drugi dzień, innych widywałaś/eś na święta. Albo w ogóle.
Wyobraź sobie, że jeden z takich ziomów wpada zabrać Cię na wspólne muzyczne granie. Ostatni raz widzieliście się ponad dwa lata temu, a on w pierwszej gazecie, która leży u Ciebie na półce odnajduje zdjęcie swojego zioma z Londynu, a połowę książek, którymi obrosłaś/eś w swoim życiu też ma u siebie na półce. A potem się dowiadujesz, że drugi ziom, którego wiersze uwielbiasz mieszka blok obok Twojego. I jego ziom też tutaj mieszka – DWA bloki obok.
Wyobraź sobie, że miesiąc wcześniej w pociągu Poznań-Olsztyn zagaduje Cię gość, który opowiada o swoim bracie robiącym instrumenty z drewna. A Ty zaczynasz wypytywać o tego brata, o instrumenty, jego imię, a wypytywanemu gościowi tłumaczysz się z tych szczegółowych pytań słowami “pytam, bo prędzej czy później się spotkamy”.
Wyobraź sobie, że na miejscu spotykasz wszystkich tych ziomów i ziomów-ziomów, sąsiadów i sąsiadów-sąsiadów, uwielbianych przez Ciebie poetów, kompanów czasoprzestrzennych zakrzywień. I że rozkładasz z nimi muzyczny sprzęt, a słysząc pierwszych kilka dźwięków uśmiechasz się do siebie pod nosem. Patrzysz tylko na zioma i widzisz taki sam uśmiech na jego twarzy. Możesz zamknąć oczy, bo wiesz, że to granie wydarzy się samo i nie musisz nic poprawiać. Wystarczy że jesteś.
A teraz wyobraź sobie, że do tego spotkania po 11 latach i paru dzieciach później dochodzi w małej chatce otoczonej ciemnościami, które zasłaniają koniec Twojej ręki, gdzieś na Warmii – pośrodku niczego.
No wyobraź to sobie.
Dodaj komentarz