Życie symboliczne
Bardzo łatwo odróżnić Warmię od Mazur. Kolega mówi, że jadąc na wschód w pewnym momencie przestajesz zauważać przydrożne kapliczki – to nieuchronny znak, że za chwilę zaczniesz zbijać piątki z żeglującymi warszawiakami.
Niezależnie od ilości oliwki i liczby gaci na mazurskich relingach, kapliczki na Warmii widzę na co drugiej krzyżówce. Pewnie służyły kiedyś jako punkty orientacyjne dla wędrujących, być może jako miejsce spotkań na krzyżujących się szlakach. Przypominają małe buddyjskie stupy, przy których kiedyś odpoczywano w towarzystwie dobrych duchów jakiegoś miejsca.
Oczywiście mogę sprawdzić historię kapliczek, dowiedzieć się, gdzie znajduje się najstarsza, największa lub jak wyglądał rytuał ich poświęcenia, choć tak naprawdę nie mam pojęcia do czego służyły te kapliczki. Wiem tylko, że punktem spotkań podczas wspólnej podróży jest teraz najczęściej stacja benzynowa.
Mijam kolejną kapliczkę, przypomina mi się fragment Junga, który mówił, że w naszych mieszkaniach nie ma wydzielonego miejsca na życie symboliczne, tak jak dzieje się to np. w Indiach. My nie mamy nic podobnego; w naszych domach nie ma tego rodzaju miejsc. Oczywiście mamy swój własny pokój, ale jest tam telefon, który może zadzwonić w każdej chwili i my musimy być stale przygotowani, żeby na niego odpowiedzieć.
Ciekawy facet musiał być ten Jung, twierdził nawet, że obrabowaliśmy kościoły z ich przedstawień tajemniczych, żeby je umieścić w muzeach sztuki. Może więc warto się kiedyś zastanowić nad tym całym życiem symbolicznym?
Kiedyś, bo teraz muszę zjechać z głównej, tak jak mówiła klientka – Zaraz jak Pan wyjedzie ze Szczęsnego, przy takiej żółtej kapliczce w prawo, Panie Jakubie.
Dodaj komentarz