Gdy wierzę już tylko sobie
Gdy w wieku 19 lat po raz pierwszy byłem we Wrocławiu i szedłem Kołłątaja w kierunku miasta najbardziej zapamiętałem zaniedbane kamienice i disco polo z okien. Musiałem tam trochę pomieszkać, żeby polubić to miasto. Lubię je do dziś.
Gdy przeczytałem “Miedziankę” koniecznie chciałem zobaczyć ją na własne oczy. Doszedłem do końca drogi, ale we wsi nie było nic interesującego, z wyjątkiem jednego zadbanego pomnika, który sterczał na zarośniętym, opustoszałym cmentarzu. Do dziś nie wiem jak Springer był w stanie napisać o tym górskim zakątku tak zajmującą książkę.
Gdy byłem na Krecie podczas apogeum kryzysu greckiego, przez cały dzień słuchałem akademickich analiz o tym, jaką patologią jest brak euro dla tamtejszych rodzin i kobiet, dla rynku pracy i dla miejscowych zwyczajów. Nijak nie potrafiłem tego połączyć z widokiem plażowych lnianych koszul na umięśnionych torsach i z biżuterią na smukłych dłoniach eleganckich dam. Sierp i młot były wtedy na chodnikach, bo na murach nie starczyło już miejsca na kolejny gniew.
Gdy jestem na Warmii i poznaję na nowo jej historię, czytam o niej w gazetach i rozmawiam z miejscowymi ludźmi dochodzę do wniosku, że nie ma lepszej i bardziej wiarygodnej wersji tego fragmentu Ziemi niż moja własna.
Bo nie ma lepszej i bardziej wiarygodnej wersji fragmentu Ziemi niż swoja własna. Pięknie.
Fajny tekst, pointa i jeszcze ten piękny las na zdjęciu. Kupiłeś mnie, zostaję na tym blogu na dłużej.
Zaglądam na Twoją stronę już od jakiegoś czasu, więc tym milej. Dzięki!
Z książkami jest tak, że to nie lokalizacja je tworzy, lecz postaci i relacje między nimi…
Całkowita zgoda.