Jedyna opcja
W Polsce na zaburzenia psychiczne cierpi 6 milionów ludzi. Do zaburzeń zalicza się różne depresje i manie, wszelkiej maści impulsywność, zaburzenia nerwicowe i nałogi. Zaburzenia nerwicowe i nałogi stanowią 95% wszystkich zaburzeń psychicznych.
Liczba 6 mln dotyczy ludzi wyłącznie w wieku produkcyjnym (18-65), których jest w Polsce niecałe 24 mln, zatem rozchwiany psychicznie jest co czwarty z nas.
Początkowo miałem napisać o czymś innym. Założyłem sobie, że skoreluję odsetek zaburzonych w konkretnych województwach z odsetkiem mieszkających w miastach tych województw i dalej będę się już mógł mądrzyć jak zawsze. Korelacja odsetka ludzi z zaburzeniami ze wskaźnikiem urbanizacji okazała się jednak idiotycznie wręcz niska. Na podobnym poziomie związku był odsetek zaburzonych vs. gęstość zaludnienia. Poziom zarobków analogicznie, tak samo jak warunki mieszkaniowe, poziom bezrobocia, częstość korzystania z opieki medycznej, uczestnictwo w kulturze, jakość jedzenia, ilość wolnego czasu…
Korelowałem też poziom wykształcenia, zaangażowanie w działalność pozazawodową, odsetki ludzi, którzy w danym województwie nie mogli znaleźć pracy po ukończeniu szkoły, poziom religijności w regionach Polski, odsetek niepełnosprawnych… Excel rozrósł mi się do 44 wskaźników jakości życia i… NIC. Żenujące korelacje.
Jedyne więc, co można dzisiaj stwierdzić to fakt, że ludzie po prostu z jakichś powodów stają się niestabilni. 6 mln kierowców, ojców i matek, samozatrudnionych i bezrobotnych, chodzących na wybory, posiadających internet, hedonistów…
Wiemy, która se zrobiła cycki, a nie wiemy, dlaczego tylu ludzi ma ze sobą problem.
Jedyny dający nadzieję wskaźnik, który pozostawał w jakimkolwiek związku z odsetkiem zaburzonych psychicznie to wskaźnik liczby rozwodów. Czyli że: więcej rozwodów = więcej zaburzonych. To i tak mierny wynik, bo 0,192221 (wobec koniecznego 0,4973, przy prawdopodobieństwie 95%), ale w porównaniu z pozostałymi – naprawdę sukces.
Make love not war. Nic mądrzejszego nie przychodzi mi do głowy.
—
A tutaj bardzo ciekawe pismo Ministerstwa Zdrowia, potwierdzające wiele korzystnych (w tym antydepresyjnych) efektów działania psylocybiny:
LINK
Zaburzenia psychiczne tworzą się często latami, i pod wpływem więcej niż jednego czynnika. Może dane np. z przed 10 lat będą lepiej korelowały z dzisiejszym stanem psychicznym?
O, no odgrzebię jeszcze tego excela, spróbuję pogrupować jakoś. Dam znak, gdyby się szczególnie ciekawie zaczęło robić. Najlepiej byłoby w ogóle wrzucić szeregi wieloletnie i zrobić regresję, ale ja tu bloga se prowadzę, a nie w GUSie robię po godzinach 🙂 Choć sam fakt, że trudno wskazać jakiś czynnik (materialny, niematerialny, względne i bezwzględne wskaźniki dobrobytu/dobrostanu) jest niezłą zagwostką. Dzięki za sugestię!
Ciekawe. Wydaje mi się, że brakuje Ci dużo danych pośrednich – te z którymi próbowałeś korelować to są skutkami a nie przyczynami. Chociażby liczba rozwodów, bierze się pod uwagę tylko sam wydarzenie, a całkowicie pomija przyczyny tego rozwodu – która może finalizować głębszy problem (uzależnienie, przemoc etc.)
Masz rację, poszukam jeszcze, bo też wiadomo, że korelacja pozorna itd. Większość wskaźników brałem z Diagnozy Czapińskiego, nie wszystkie też są agregowane do województw, ale używki (palenie, alkohol, narkotyki – brane oddzielnie i razem -wg województw) też sprawdzałem. Wskaźniki wiktymizacji (bycie ofiarą przemocy) podobnie. Chyba, że przemoc rodzinna.. W ogóle miałem napisać prosty tekścik o czymś zupełnie innym, ale zaskoczyły mnie statystyki, i problem się wydaje poważniejszy niż miałem początkowo pojęcie. Wyczytałem, że najbardziej narażone na zaburzenia są kobiety w dużych miastach – grupa szczególnego ryzyka. Tak w ramach ciekawostki, o ile tak można to traktować, gdy mowa o ludziach z krwi i kości.
Powtórzę się, ale jestem ciekaw Twoich spostrzeżeń.
co czwarty człowiek w naszym kraju cierpi na zaburzenie nerwicowe – to istna plaga. Winić można czynniki ogólnoświatowe, jak tempo życia, cyfryzacja, bombardowanie wiadomościami, agresywny marketing (jesteśmy permanentnie bodźcowani przez wszystkie media), jak i z naszego podwórka – niedoskonałe prawo nieskutecznie chroniące pracowników przed mobbingiem i innymi szkodliwymi działaniami pracodawcy, bycie “na dorobku”, czyli konieczność wkładania dużo większego wysiłku w pracę niż ludzie w krajach wysoko rozwiniętych. Statystyki mówią prawdę – spotykam co krok ludzi zaburzonych, sfrustrowanych, agresywnym i sfochowanych.
“winić można czynniki ogólnoświatowe” przypominam, że większość (rozkład narodzin) wychowała się w PRLu albo przynajmniej dorastała w tych czasach.
Tych sfochowanych z łupieżem i płaskim tyłkiem to w to nie mieszaj. To zwykły burak był! 😉
“Niedoskonałe prawo nieskutecznie chroniące pracowników” – serio myślisz, że to jest dobry kierunek? Nie jestem anarcholem, ale wyobraź sobie: nie ma państwa, nie ma instytucji publicznych, jesteśmy my, Ty, ja, fochman z łupieżem, a normy i tak się między nami wykształcą (jakieś i prędzej czy później). Mówiąc w ogromnym skrócie: tylko szaleńców trzeba kontrolować, bo wyluzowani zbiją piątki i pójdą na piwko.
Mogę Ci podesłać fragment pracy omawiającej przekonanie o “zbawczej roli” prawa, jak będziesz chciał. Może Cię zainteresować..
a jednak myślę, że to dobry kierunek – skuteczne prawo, chroniące pracownika przed mobbingiem itd (nie mam tu na myśli legalizacji nieróbstwa!) takie, jak w U.S., GB, Francji czy Niemczech i na tym poziomie egzekwowalne, a nie bedące jak u nas niemal pustą literą (ciekawe jak statystycznie kształtuje się stosunek oddalonych przez sądy powództw o mobbing a podjętych spraw?). Kiedy w grę wchodzi zysk, ludzie zdolni sa do różnych działań, zbyt często kontrowersyjnych – że tak to eufemistycznie ujmę. Prawo to tylko jeden z bardzo wielu czynników mających wpływ na powstawanie zaburzeń psychicznych (presja, mobbing).
“Źródłem zaburzeń niepsychotycznych są nierozwiązane nieuświadomione konflikty wewnętrzne, najczęściej pomiędzy dążeniami jednostki a jej możliwościami, potrzebami a obowiązkami, pragnieniami a normami społecznymi. Pojawiają się wtedy, kiedy wrażliwa i nieodporna na stresy osobowość poddawana jest presji sytuacji, a wymagającej od niej funkcjonowania sprzecznego z nieuświadomionymi tendencjami” – tyle definicja. Presja, tempo, przebodźcowanie – nie jesteśmy robotami i każdy z nas ma ograniczoną psychiczną wydolność. Żyjemy w niesamowitych czasach dynamicznego postepu i zmieniającej się rzeczywistości. To fascynujące. Jednak ponosimy też tego skutki uboczne. Co czwarty z nas. Myślę, że w innych krajach statystki będą podobne.
Spolemizuję jednym pytaniem: a wiedziałeś, że najwięcej Prozacu per 1000 mieszkańców je się w… Australii? 🙂
Tak, dlatego napisałem, że w innych krajach statystyki będą podobne. Zaburzenia nerwicowe to choroba cywilizacyjna
Kuba tak, to prawda, wszystkie relacje międzyludzkie tworzą jakieś mikronormy i my w tym zaproponowanym przez Ciebie trójkącie (Ty, ja i fochman) na pewno dogadalibyśmy się jakoś, choć ja z burakiem to niechętnie raczej:) Ale, czy na pewno skala makro powinna być puszczona na żywioł? Nie jestem przekonany i przekonać będzie mnie trudno, choć wnikliwym socjologiem (komplement) nie jestem. Podeślij fragmenty, o których wspomniałeś, chętnie poczytam. Dzięki.
Sorry, ale musiałem w trzech kawałkach, bo w całości komentarz nie wchodził.
Trochę kulawo mi wyszło przedostatnie zdanie, choć intencja była inna. Jesteś wnikliwym socjologiem i to komplement dla Ciebie, bo ja tak wnikliwy nie jestem, a chciałbym:)
No nie wypada nie podziękować, ale… naprawdę nie czuję się specjalnie wnikliwy. I nie jest to kurtuazja, miałem dobrych nauczycieli – to z pewnością 😉
Nie jestem pryncypałem, nie traktuj proszę tego o normach nieformalnych jako reguły wystarczającej do stosowania w całym systemie. Sprawne i sprawnie egzekwowane prawo pewnie jest potrzebne, chciałem tylko zasugerować, że prawo w PL traktuje się szczególnie autotelicznie. To widać nawet w badaniach podłużnych Domańskiego o “Pana/Pani stosunek do prawa” i do “instytucji publicznych w ogóle”. Ciekawe, bo od lat najwyższym zaufaniem (nawet wśród młodych) cieszy się w Polsce właśnie Sąd Najwyższy (pomijam wpływ niedawnych burd o sądy, o których za rok a tym bardziej trzy nikt nie będzie pamiętał – jak sądzę) https://www.youtube.com/watch?v=v-mPfwW-aJk
Żeby nie przedłużać, chodzi mi tylko o to, że bardzo częstą reakcją na dysfunkcję czegoś jest “zmieńmy prawo”, “egzekwujmy prawo” itd. Spytam retorycznie: to o prawo chodzi, czy o to, że ludzie nie chcą się do niego stosować? Żeby tylko podać jeden przykład: montowanie demokracji (w i tak najbardziej obiecującym w regionie) Iraku. Pewne rzeczy nie przyjmą się wszędzie. One size fits (not!) all solutions. “Lepiej zmieniać normy nieformalne czy prawo” to już (prawie) akademicka dyskusja, która z pewnością potrzebna, ale w której (wybacz) nie mam jednoznacznego zdania, bo się na tym nie znam 🙂
PS. Za to wysłałem Ci tekst na maila 🙂
Chodzi o to, że ludzie prawo łamią. I należy wtedy je od nich egzekwować. I o to, że czasem bywa ono niemal pustą literą, miast chronić. Dzięki za przesłanie:)