Podlasie case study
1.
Pracuję na budowie 30 lat. W okolicach Łomży mieszka czterech braci, wszyscy dekarze. Każdy z nich jest świetnym fachowcem, byli zagranicą na budowach, pod koniec lat 90. wrócili do siebie. Świetna sytuacja, tylko zakładać czteroosobową firmę i rozdawać karty na lokalnym rynku. Zamiast tego wszyscy ze sobą pokłóceni, wybierają sobie wzajemnie klientów. Jeszcze materiał biorą od tego samego producenta.
2.
Jestem weterynarzem od dużych zwierząt. To nie tylko mój przypadek, bo rozmawiałem z kilkoma kolegami z branży, że mają podobnie. Załóżmy, ze jedna wieś ma czterdzieści gospodarstw. Jest prawie pewne, że do nieparzystych numerów będę jeździł ja, do parzystych – konkurencja. Byle nie mieć tego samego weterynarza co sąsiad.
3.
Przez lata sprzedawałem tu paszę dla bydła, od dwóch sprzedaję ciągniki i maszyny rolnicze. Ostatnio sprzedałem jeden, po tygodniu telefon. Facet chce kupić ciągnik. Zajeżdżam, okolica jakoś mi znajoma, wychodzi gospodarz i pierwsze zdanie, że chce kupić ciągnik. Pytam go o szczegóły, wymieniam możliwości i opcje, a on: “nie, nie. Ja bym chciał taki ciągnik jak ma sąsiad. Tylko większy.”
Odniosę sie do punktu trzeciego (bo tez mam znajomych – sprzedawców sprzętu rolniczego:)) – we Francji jest dokładnie to samo. Tylko mozliwosci, ze tak powiem, kredytowe chyba inne… A pozniej ida konsekwencje… jak czytamy na stronie francskiego senatu : w 2016 roku, co drugi dzien samobojstwo popelnial jeden rolnik, czyli o 20% wiecej popelnianych samobojstw, niz w pozostalej czesci populacji…
https://www.senat.fr/questions/base/2017/qSEQ170124706.html
Nie powiem, że znam cały świat ;] ale z tego co zauważyłem w innych państwach to się zdarza, u nas jest normą.
A to Polska właśnie.
Jest taka durna komedia “Jak złamać dziesięć przykazań” i tam się dwóch sąsiadów ściga o to, kto będzie miał więcej tomografów. Prawie jak z tymi ciągnikami, kurdę 😉
Hehe, obejrzę 😉
Komedia ma tę zaletę, że – chociaż jest durna – świetnie nadaje się do obejrzenia zarówno samodzielnego jak też w towarzystwie samicy, przy założeniu jednak, że samica posiada współczynnik poczucia humoru co najmniej 0.47 mLc (mili-leca). Nie jest to bowiem typowy RomKom, tylko zbiór luźno ze sobą powiązanych dziesięciu miniatur filmowych, każda z własnym haczykiem. Naprawdę polecam.
Milileca? mHc – mili-heca, to znam:)
Lec to był taki Stanisław i trochę też Jerzy.