Teoria muzyki
Wiesz… no można w sumie tak podchodzić do grania muzyki, że wszystkie dźwięki masz zaplanowane, rozpisane, wiesz… do ostatniej nutki. Że przychodzisz na próbę lub na koncert i odgrywasz to, co sobie ustaliłeś. W takim graniu nie ma miejsca na błąd, na Twój lepszy lub gorszy nastrój konkretnego dnia. A gdy w graniu jest ten element niewiadomej, tylko wtedy jesteś bardziej uważny i tylko wtedy może pójść ścieżką, o której byś nawet nie pomyślał, że istnieje, że jest możliwa. Zobacz, nas tutaj jest pięciu i każdy ma swój umysł. To są nieograniczone wręcz możliwości do grania. Pewnie, że możesz wszystko sobie ułożyć i zagrać utwór idealnie, perfekcyjnie, ale po co?
Też mi się skojarzyło z jazzem od razu. Przypomniał mi się pewien grudniowy wieczór w mojej rodzinnej Oleśnicy. Klub nazywał się Fermata. Genialny zespół jazzowy, stolik, mała salka, moja przyszła żona…
To chyba najbardziej naturalne skojarzenie. Właściwie to dość ciekawe, że pewne idee (mądrości?), chociaż rozwijane przez ludzi indywidualnie i niezależnie od siebie są takie same. Np. dokładnie to samo podejście można znaleźć w „Desperado” Księżyka, kiedy Stańko opowiada o złej nucie zagranej podczas improwizacji. Stańko wspomina przy tej okazji o Davisie, który twierdził, że nie ma źle zagranej nuty, bo o „źle” tej nuty decyduje następna. I tę samą filozofię w graniu stosuje Stańko, który uczy swoich młodszych kolegów „trzymania”, ciągnięcia złej nuty, bo ona jest naturalna i z niej można wykrzesać dokładnie tyle ile się chce i potrafi. Czyli wszystko lub nic.
I to jest niesamowite moim zdaniem, że siedzisz w warmińskiej chacie, rozmawiasz z muzycznym wyjadaczem, który nawet na Stańko i Davisa się nie powołuje, chociaż dokładnie do tych samych wniosków doszedł.
No nic dziwnego, że Twoja Wybranka stała się Twoją przyszłą żoną skoro ją na jazzowe wieczorki wyciągałeś 🙂
Aaaa, koncert Stańko w hotelu Perła w Oleśnicy, to kolejne miłe wspomnienie.. Sam nie wiem, czemu mnie wybrała. Było wielu facetów życzących mi śmierci;)
a to ja pospamuję swoją „produkcją” sprzed kilku miesięcy, bo … no udało się Pana Tomka wziąć na spytki jak odwiedził Warszawę w październiku 2016. Jeszcze za czasów „mojego życia w Poznaniu”: https://www.youtube.com/watch?v=aHAlXR6gWLw Co ten Stańko zrobił po koncercie to się w pale nie mieści!
Dobre:) Jak Ci się udało z nim pogadać? Ojciec Chrzestny był cool;)
😀
Jak mi się udało… Podszedłem i pogadałem 😉 Chciałem usłyszeć, kto z żyjących polskich muzyków mógłby być wg p. Tomasza prezydentem Polski. Ale jak Stańko się zbierał do odpowiedzi, wybiegł manager klubu i nas srogo opierdzielił za nieautoryzowany wywiad. Więc poczekaliśmy z kumplem pod knajpą, aż p. Tomasz wyjdzie i jak już się z kolei ja zbierałem do przeprosin za „głupią sytuację” (p. Tomka od razu po ‚interwencji’ managera zabrano z powrotem do garberoby) Stańko wyjechał z taką wiązanką, że zaczynała się „opierdoliłem go strasznie”, a skończyła na „chuj pierdolony” (słowo w słowo cytuję) i „chodź tato, taksówka czeka” (słowa córki Stańki, jego managerki). Zwykły, normalny facet po prostu.
Hehe:) Szkoda, że tego nie nagrałeś:)
I tak bym nikomu tego nie puszczał, bo nikomu też publikacja tego nie przyniosłaby pożytku 😉
Eee tam, nie przyniosłaby zaraz..;)
Wspaniała przestrzeń jazzowa! Najchętniej na żywo, na warsztatach!
Gdzie na warsztatach? Jakich? Kiedy?!
Nie miałem na myśli konkretnych. Ale te, które najcieplej wspominam to oczywiście coroczne na Kalatówkach 🙂
O tak! Kalatówki znam tylko z yt, może kiedyś się uda być osobiście. Swoją drogą, kiedyś słyszałem, że wśród polskich górali (nie wiem nawet czy podhalańskich) istnieje taka tradycja, która w dzisiejszej kulturze byłaby czymś w rodzaju hiphopowego beefu. W skrócie chodzi o to (tak słyszałem), że raz do roku organizowane jest spotkanie (w obrębie wioski, rejonu gór?), podczas którego można do muzycznego podkładu nawtykać wszystko, każdemu i bez względu na formę (wyzywać też można). I że takie górskie beefy odbywają się raz do roku i mają działanie bardzo oczyszczające ogólne relacje. Przyznam, że słyszałem tę historię raz i od dość wiarygodnego człowieka, ale od lat nie udaje mi się znaleźć potwierdzenia tego. Słyszałeś może coś o tym?
Brzmi mega egzotycznie. Łażę po górach trochę, zadaję się z ludźmi, którzy też ukochali góry – ale nikt nigdy nie wspominał o czymś takim. Chętnie bym zobaczył jak to wygląda w praktyce (o ile faktycznie to gdzieś funkcjonuje).
Pozostaje szukać dalej! 🙂