[7 mitów głównych] Czwarty: “Miasto potrzebuje dużych inwestycji”
To tak, jakby powiedzieć “nie mam pomysłu na jednoosobową działalność gospodarczą, dlatego od razu założę międzynarodową firmę”.
Inwestycje w infrastrukturę są tak samo potrzebne jak Zielonej Górze lub Bydgoszczy lotnisko. Zresztą, lotnisko w Radomiu od otwarcia notuje tylko spadek liczby połączeń ( link ).
Drogi. Przecież są tak niezbędne do rozwoju. Serio? W czym są niezbędne? Co takiego wymyśli dodatkowy pas drogowy? Bo budowanie zwiększy obroty budowlańców? I co z tym obrotem później zrobią? Pójdą do galerii kupić większy, zagraniczny telewizor?
Nie ma naukowych dowodów na wpływ infrastruktury na rozwój, są natomiast liczne, że można budować w nieskończoność bez efektów. I to mówią fachowcy, nie podrzędny bloger ( link ).
Wpływ unijnych środków na wzrost naszego PKB. Inwestycje podkręcają gospodarkę, a i owszem, ale potem wszystko gwałtownie siada. Bo źródełko na rok wyschło. Tak było przy unijnym budżecie w 2004-2006 i w 2007–13. Huśtawka. I jeszcze większe uzależnienie od zastrzyków z zewnątrz.
I to nie moje malkontenctwo tylko wnioski z raportów rządowych.
Bo na zachodzie jest tyle dróg to my też musimy? Tylko że tamte drogi powstały z potrzeby i współpracy między miastami, która już była. Gierkówka powstała, bo ze Śląska wożono stal i węgiel, a my lepszymi drogami co będziemy teraz wozić? Kolejną ratę do Providenta lub zagranicznego banku? Jak zarobimy na utrzymanie tych dróg? Kupnem kolejnego telewizora? ( link ).
Burmistrzowie biednych miast ze wschodniej Polski, którzy na międzynarodowych targach próbują zdobywać inwestorów, słyszą: „Nie inwestujemy, bo macie kiepskie drogi i ciężko dojechać”. A co można powiedzieć takiemu burmistrzowi? „Jesteście za biedni, za głupi i nie macie specjalistów”? Mówi się coś, co nie rani.
Firma Zortrax z Olsztyna – produkują drukarki 3D, ostatnio flagowiec płn-wschodniej Polski, nagrody od prezydenta RP. I oni to produkują, bo drogi są lepsze? ( link )
W warmińsko-mazurskim budowa S7 Katowice – Warszawa – Gdańsk. Droga leci przez Ostródę. I jaka z niej korzyść? Że zamiast do Warszawy, będzie można dojechać nad morze? A kto się zatrzyma w Ostródzie?
Droga Olsztyn-Olsztynek. Przy drodze siedziba Inter Parts i Rabenu. Ekstra, tylko co będziemy nią teraz wozić? Niemiecką myśl, zagraniczne części zamienne do aut i chińszczyznę?
44 i 45 procent olsztyńskich przedsiębiorców nawet “nie słyszało o działaniach miasta” w zakresie wspierania sieciowej współpracy przedsiębiorstw, wspierania współpracy z branżą naukową lub NGOsami. A z tych, którzy o niej w ogóle słyszeli, co czwarty ocenia jako bardzo złą i złą ( link ).
Nowoczesne budynki, parki technologiczne. A one z kolei niby po co? Żeby jedna-trzecia ich powierzchni stała pusta? ( link ) Żeby nie poprawiały warunków finansowych ich, w większości publicznych, nadzorców? ( link ) Żeby brakowało pieniędzy na ich utrzymanie? ( link )
Pracując w Instytucie PAN musieliśmy kraść z internetu artykuły naukowe (przez nielegalny sci-hub), bo nikt nie pomyślał, żeby za 200 dolarów wykupić dostęp do zbiorów Wileya i Tandfonline. W szufladzie dyrektora był za to projekt nowej siedziby Instytutu za 20 mln zł. A w Utrechcie wszystkie te Wileye i Tandfonline’y były dostępne w zwykłej uniwersyteckiej bibliotece. I co byśmy mieli z tych projektorów i klimatyzowanych sal? Netflixa w HD?
W latach 2005-2015 innowacyjność w Polsce nie wzrosła, lecz nawet spadła ( link ). Pod tym zdaniem podpisało się 11 europejskich instytutów badawczych, ja tylko je przepisałem ( link ).
Zmarnowaliśmy 14 lat ładowania miliardów euro na robienie wszystkiego, co da się zrobić z betonu. Nie na konkurencyjność. Nie na budowanie zespołów, nie na podniesienie efektywności pracy. Nie na współpracę międzysektorową. Na beton. I długopisy.
Niedawno na Uniwersytet Warmińsko-Mazurski przyjechała chińsko-koreańska delegacja. Nawet słowem nie wspomnieli o cegłach, zamiast tego propozycje lekcji chińskiego, wymiany studenckie, opcje prowadzenia przez UWM wydziału w Chinach.
Tak
to
się
właśnie
robi. (
link
)
A Pan Gowin, Minister, tak bardzo chciał powiedzieć, że “zamiast mówić o innowacyjności – wspieramy ją” – że aż artykuł mu się skończył i nic o wspieraniu nie powiedział ( link ).
Przebudowy ulic, nowoczesne trendy urbanizacyjne. W Olsztynie potrzebujemy przecież fajnych, nowoczesnych przestrzeni. Dlatego od razu, bez żadnych badań, prób i pilotaży zamawia się projekt za 50 tysięcy, którego efektem miałoby być stworzenie przyjaznych przestrzeni za 7,5 mln złotych. Za postawienie ławek (zamiast krzesełek, którymi mogliby się zajmować sklepikarze) i za wytyczenie ścieżek rowerowych (które można namalować zwykłą farbą). 7,5 miliona złotych ( link ).
Chodniki, ścieżki rowerowe. Odnawianie ratusza pod hasłem „turystyka”. Jakby turysta chciał wchodzić do ratusza. Bo w Paryżu lub Kopenhadze 30 lub 40 procent jeździ na rowerach? ( link ) Tam takie inwestycje to konieczność, u nas luksus.
W Olsztynie od dwóch lat dyskusja o dworcu, bo 20 mln zł to zbyt mało, żeby coś porządnego zbudować. A ile złotówek poszło na wyszkolenie kolejarzy jak prowadzić konsultacje, na dziennikarzy jak informować, na NGOsy jak wspierać proces decyzyjny? Na wszystkich: jak współpracować? ( link )
W Poznaniu powstał dworzec-chlebak, gdzie znaleźć peron jest trudno, a pół Polski gnije ze śmiechu i co? Mniej ma Poznań zamówień na samochody? Mniej kształci inżynierów? Zapalczywe dyskusje o olsztyńskim dworcu. Bo będzie wizytówką. Wizytówką czego? Strukturalnego bezrobocia za 20 lat? Finansowego i kulturowego uzależnienia?
Inwestycje służą przecinaniu wstęg na otwarciu, nie rozwojowi. Ten wąsaty dziadowski syndrom wydawania pieniędzy na wielkie inwestycje nawet doczekał się naukowego opracowania. Nazywa się “Szafarze darów europejskich” ( link ).
Silne ośrodki same wybijają się na pozycje liderów swoich regionów i w ten sposób osiągają stołeczność. W niczym nie pomoże tworzenie infrastrukturalnych mostów między miastami, które nie mają czego zaproponować innym ( link ).
Na koniec przykład. Nowy Sącz. 84,5 tys. mieszkańców. Siedziba Fakro i Newag, dwóch firm o znaczeniu przynajmniej europejskim. I Koral produkująca lody. I czwarte miejsce wśród mieszkańców polskich powiatów najbardziej zadowolonych z życia w swoim regionie ( link ).
W 1958-1964 odbył się tu tzw. eksperyment sądecki ( link ). W ramach eksperymentu powstało 156 wsi turystycznych i prawie 1000 gospodarstw oferujących pokoje gościnne dla turystów. Liczbę założonych sadów śliwkowych i jabłkowych ciężko nawet oszacować. Cała Polska zjeżdżała tu po śliwowicę i święty spokój.
– Nie było żadnego eksperymentu – powiedział Kazimierz Węglowski, gdy pod koniec lat 90. zapytano go o tę historię – nie w sensie legend, jakie o nim krążyły. Bo jeśli im wierzyć, to myśmy dostali nie tylko specjalne uprawnienia, ale do Nowego Sącza popłynęła rzeka pieniędzy. Otóż nie popłynęła. Rzecz jasna, byli zwolennicy takiej koncepcji, by od państwa wyciągnąć jak najwięcej, kilkaset milionów, że inaczej to nie ma co zaczynać. Ale trzeźwiejsi uważali, że od państwa jak najmniej trzeba żądać, że nierealne są jakiekolwiek dotacje, bo to położy eksperyment od razu, że musimy to robić własnymi siłami. W uchwale z 1958 r. otrzymaliśmy jeden jedyny przywiliej: tak zwany Fundusz Rozwoju Ziemi Sądeckiej. Ale to my sami musieliśmy go sobie wygospodarować w ramach budżetu. Ciułaliśmy z dopłat do rachunków, niewielkiego podatku od alkoholu oraz dobrowolnych dopłat do biletów kinowych i teatralnych. W 1958 dostaliśmy z Warszawy 5 mln zł, przez dwa następne po 10. Ale w 1958 mieliśmy powódź, same straty tylko z jej powodu oszacowano na 300 mln. Ten mitologizowany fundusz to był jeden, góra dwa procent budżetu miasta. Nie było dodatkowych pieniędzy na eksperyment.
Józef Wojnarowski: Siła wszystkich działań tkwiła w drużynie, ja to tak widzę. Wcale nie chodziło o kilku ludzi. Oni to tylko rozpoczęli, ale potem przyłączali się inni. Łatwo dziś powiedzieć, że to były komuchy, że z jednej partii, ale to nie tak. Oni się bardzo różnili między sobą, byli z różnych frakcji, niektórzy wzajemnie się nawet nie lubili. Ale mieli pewien nadrzędny cel, jakim był eksperyment. Wiedzieli, że to może wyjść na dobre dla miasta i regionu, więc te swoje animozje chowali do szuflady. (Filip Springer, Miasto archipelag)
W 1991 r. Krzysztof Pawłowski założył w Nowym Sączu Wyższą Szkołę Biznesu, współpracującą z National Louis University, w której wykształcił kadrę menedżerów dla młodych polskich firm i wchodzących właśnie na polski rynek międzynarodowych korporacji. 20 godzin nauki języka angielskiego, nowoczesna wiedza z zakresu zarządzania i dyplom ukończenia amerykańskiej uczelni w pakiecie. Do dzisiaj absolwenci szkoły wymieniają się najwyższymi stołkami i zbijają piątki na biznesowych spotkaniach. Obecnie w Nowym Sączu mieszka ponad 100 milionerów, grubo powyżej polskiej średniej.
A ile dróg krajowych prowadzi do Nowego Sącza? Trzy. I to do prawdziwych metropolii. Jedna do Krosna, druga do Brzeska, trzecia do Rabki-Zdrój.
W ogóle wiesz kiedy odnowiono rynek w Nowym Sączu? 21 lipca 1966 r. Dwa lata PO TYM jak eksperyment sądecki się udał.
A Krzysztof Pruszyński, prezes Blachy Pruszyński, sam wybudował drogę dojazdową do swojej siedziby w Sokołowie. Bo i tak mu się to opłacało.
Ciesze się, że przyczyniłem się do czegoś więcej niż tylko “kopiuj-wklej” Odniosę się najpierw do przytoczonego tutaj źródła (Sroczyński) – które 5 lotnisk zostawiamy? Likwidujemy w POZN, bo tam lotnisko to tylko blichtr i prestiż, czy te , które powstawały na bazie lotniska wojskowego -GDN? Bydgoskie lotnisko powstawało również na bazie lotniska wojskowego. Jeżeli widzisz rynek na lotnisko dla balonów, śmiało zapraszam do Bydgoszczy – buduj ;). Co znaczy jakoś kalkuluje? Możesz mi wyjaśnić, bo albo jest biznes albo nie ma.. Podkarpacie – Rzeszów , jak oceniasz region?? Rzeszów – 694 tys. pasażerów w 2017 roku, jak to wyjaśnisz? Idąc jedank twoją skalą (“wyciągania armaty na wróbla” ) trzeba zlikwidować lotniska – Szczecin, Łódź, Szymany, Lublin, Radom, Zielona Góra, Rzeszów oraz Bydgoszcz…Brak znajomości specyfiki naszego regionu, również rzutuje na ocenę naszego lotniska. Właścicielem lotniska jest UM w Toruniu. Proponuje zobaczyć, jaki wynik osiąga dobrze zarządzane lotnisko w Lublinie, porównywalny rynek. Jeżeli nie będziemy konkurencyjny, to nie zbudujemy kapitału społecznego… Prywatnego inwestora na lotnisko w PL ? Zejdźmy na ziemie…znasz jakieś, które zostało zbudowane w PL przez prywatnego inwestora?
Jeśli coś się “jakoś kalkuluje”, to znaczy, że się kalkuluje ledwo lub trochę. Albo że się kalkuluje, ale nie wiem dokładnie jak, bo nie zarządzam tym lotniskiem lub nie jestem księgowym u Pruszyńskiego. I nigdzie nie napisałem kto jest właścicielem bydgoskiego lotniska. Wiadomo, że Lufa nie wybuduje prywatnego lotniska, to tylko skrót, który ma zasugerować, że biznes przychodzi dla ludzi, nie dla infrastruktury. Podałem przykład Zortraxu, podałem Nowy Sącz… Strasznie się czepiasz słówek. Sorki jeśli Cię zabolało, że w centralnej PL niepotrzebne jest lotnisko, chociaż moją intencją w ogóle nie była likwidacja lotnisk (jestem tylko blogerem, staram się pamiętać ktom zacz ;)), a zwrócenie uwagi na pewien problem, który zamiast pracować z ludźmi, pracuje z jakością betonu. A zatem: z perspektywy rozwoju gospodarczego pracuje z drugorzędnym problemem o nazwie infrastruktura w sytuacji żenującej innowacyjności biznesu w naszym kraju ( /innowacyjna-ekhem-gospodarka/ ) i kończących się dopłat z UE, które mogliśmy wykorzystać na dogonienie zachodu. To jest problem, a nie to komu zabrać lotnisko. Jak ludzie chcą latać, to niech latają. Z Szyman do Bydgoszczy i z powrotem po 5x dziennie, tylko po co? 😉
“Jeżeli nie będziemy konkurencyjny, to nie zbudujemy kapitału społecznego” – wyjaśnij mi, proszę, w jaki sposób rozwój infrastruktury (jakiejkolwiek) podnosi konkurencyjność?
A propos poznańskiej dyskusji o rewitalizacji Starego Rynku, o której wspomniał autor bloga w jednym z komentarzy – taki jest mój komentarz:
https://aristos.blog/2018/01/13/goracy-temat-rewitalizacji-starego-rynku-w-poznaniu/
Dla zainteresowanych – Olsztyn posiada taki dokument jak “Strategia Rozwoju Miasta – Olsztyn 2020” przygotowany w 2013r i co roku następuje przegląd jej realizacji, co również można znaleźć na stronach olsztyn.eu.
Polecam zapoznanie się z zawartością. Ja zrobiłem to również pod kątem metodologicznym ponieważ zawodowo zajmuję się realizacją projektów.
Poniżej wklejam jeden z wycinków który mnie zainteresował z zeszłorocznego przeglądu strategii:
“Cel operacyjny C2: Przekształcanie Olsztyna w wyspecjalizowany ośrodek biznesowych usług
zewnętrznych
W roku 2016, po raz pierwszy od roku 2014, odnotowano realizację zadań wpisujących się w cel
operacyjny C2. W wyniku przeprowadzonej analizy danych, wynik wykonania celu w stosunku do
założonych planów w roku 2016 jest równy 100,00%. Udział ww. celu operacyjnego w wykonaniu celu
strategicznego C. Wzrost innowacyjności odnotowano na poziomie 33,33% i był wyższy o 33,33 punkty
procentowe w porównaniu z rokiem 2015 (tabela 4). Na osiągnięcie wyżej wymienionego wyniku
wykonania celu (100,00%) wpłynęły działania wspierające tworzenie warunków rozwoju centrów BPO/
SSC (zewnętrznych usług biznesowych/ usług wspólnych) realizowane przez Wydział Rozwoju Miasta i
Budownictwa.”
Jestem z Bydgoszczy. Chętnie posłucham dlaczego metropolia 500+ tys. mieszkańców nie potrzebuje lotniska.
Dlaczego zrównano lonisko w Zielonej Górze z Bydgoszczą, na podstawie czego?
Bo widać niektórzy w Olsztynie mają kompleks, że Bydgoszcz jest 3 razy większa 😉
To teza prof. Nowaka z książki “świat się chwieje” Sroczynskiego. Jest dostępna online, podlinkowana w tekście. A czemu jest potrzebne? Chętnie się dowiem!
Rozumiem, że tutaj jest króluje zasada kopiuj-wklej, bez jakieś większej analizy? Bydgoskie lotnisko zostało uruchomione na bazie lotniska wojskowego. Dlaczego słabo się rozwija, to już długa historia, ale zaczyna się w UM w Toruniu. Dlaczego jest potrzebne… to jest banalne pytanie.
To, że Bydgoszcz jest duża, bo ma (wg statystyk) 350 tys. mieszkańców nie odpowiada na potrzebę montowania tam lotniska. Równie dobrze można powiedzieć, że należy tam zbudować lotnisko dla balonów, bo w tak dużym mieście też się znajdą chętni 😉 Weźmy takie nieco analogiczne lotnisko w Stuttgarcie (750 tys. mieszkańców), w dolnej części tabeli jeśli chodzi o wielkość lotnisk w DE, więc podobnie jak bydgoskie dla PL, które największe też w porównaniu z innymi nie jest. Wiadomo, że to uproszczenie, ale w 2x większym Stuttgarcie liczba pasażerów to około 9-10 mln/rok ( https://www.stuttgart-airport.com/company-information/facts-and-figures ), w Bydgoszczy – 280 tys./rok ( http://plb.pl/pl/contents/57 ). Ze Stuttgartu do najbliższych lotnisk jest 200 km (Frankfurt i Monachium), z Bydgoszczy do najbliższego Poznania – 100 km, do Gdańska – 150 km. 2x bliżej. A i Stuttgart to zupełnie inny pod względem atrakcyjności region (największy udział sektora R+D, druga największa giełda w DE itd.). Ponadto, Stuttgart otworzył swoje lotnisko w 1999, Bydgoszcz w 2004 – zaledwie 5 lat później, choć trudno się zgodzić, żeby Bydgoszcz była tak bardzo konkurencyjna dla innych regionów PL, jak Stuttgart jest w DE. Stuttgart to trzeci najbogatszy land w DE ( https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_German_states_by_GDP ), a Kujawsko-pomorskie gdzie jest? Nie chodzi o deprecjonowanie, to mówią liczby.
Fajnie, że na bydgoskim lotnisku regularnie rośnie liczba pasażerów, że się to prywatnej Lufie jakoś kalkuluje i co jakiś czas otwierane jest nowe połączenie. Bydgoszcz z Zieloną Górą i Radomiem są podane jako przykład wyciągania armaty na wróbla. Lotnisko to prestiż i okno na świat – i spoko, ale chodzi tu w tych przykładach tylko o to, że to blichtr jest w dużej części. Blichtr, który się jakoś budżetowo spina, ale czy serio nie lepiej przewagi konkurencyjne tworzyć budując kapitał społeczny? Tym bardziej że superperspektywicznie nie jest ( /wp-content/uploads/2018/02/List-z-ma%C5%82ych-miast.jpg ).
Lufa i sama by wtedy do Was przyszła z propozycją budowy lotniska, tak jak Pruszyński położył drogę w Sokołowie, bo i tak mu się jakoś kalkulowało. Nie jestem ekspertem od rynku lotniczego, tak sobie tylko głośno myślę.
A co do Ostródy… hmm wiele osób mówi, że Olsztyn leży koło Ostródy, nie odwrotnie…
Hehe, wiele osób mówi też że Olsztyn leży na Mazurach:)
Taki drobiazg… ale “7” nie leci przez Katowice…
Rzeczywiście niefortunnie to nazwałem. To zdanie akurat jest dokładnym cytatem z rozmowy Sroczyńskiiego z prof. Andrzejem W. Nowakiem z UW. To do niego jak coś:p Nie no, dzięki za czujność!
Działania na rzecz budowy infrastruktury to jedno, a drugie to działania na rzecz ściągnięcia nowych firm, np. głównie dobrze płatnych przemysłowych i IT. Myśle, że głównym problemem jest dyktat Michelin. Podobno IKEA chciała zbudowac fabrykę w Olsztynie ale Michelin się postawił, że nie będzie wtedy inwestował. Nie lubię teorii spiskowych ale jestem gotów w to uwierzyć. Pewnie dlatego też nie ma do dzisiaj spójnego programu ściągnięcia nowych firm…
Generalnie otworzenie obwodnicy stworzy świetną przestrzeń na nowe fabryki, ciekawe czy to wykorzystają władze miasta. W Trójmieście się udało i jest mnóstwo fabryk. Sam tam pracowałem. Drogi będą, lotnisko będzie, tysiące studentów też. Brakuje tylko chęci. Generalnie tylko konkurencja może podbić płacę, a bez nich ludzie wyjeżdżają. W dzisiejszej Rzeczypospolitej 6.02.2018 jest info. Nasze województwo -2,7 tys. mieszkańców w 2016 i jednoznacznie widać, że tylko prężne metropolie ściągają mieszkańców i ciągną województwo… Jak widać Olsztynowi się nie udaje…
Sam bym tego lepiej nie ujął. Pytanie czy akurat przemysł lub IT są dla Olsztyna (regionu) adekwatnymi sektorami, wokół których warto orientować działania. GUS pokazuje, że raczej tak: ca. 20% – spółki przemysłowe (gł. przetwórstwo), 8% – działalność techniczna. Pomijam naprawę aut (20%) i budowlankę (10%), bo nie wyobrażam sobie, żeby inwestorów zewn. interesowało naprawienie auta tu, a i budowanie to kwestia koniunktury na mieszkania, których w całym kraju jest za mało. Problem polega na tym, że i dla przemysłu i dla IT nie ma zaplecza kadrowego – nie ma w regionie polibudy, stąd i dyktat Michelinu, który tutaj bazuje na nisko wykwalifikowanej kadrze i może stawiać warunki. Nie umniejszając oczywiście nikomu, chodzi tylko o to, że bez stałego napływu wykształconych specjalistów z przemysłu w ogóle o innowacjach w tym sektorze może być ciężko. Rzepę kupię, dzięki za cynk!
Przemysł, IT i szeroko pojęty outsourcing to najlepsze na obecną chwilę możliwe branże do ściągnięcia na szybko. Zapewniają stałą pracę dużej ilości osób, są tylko w małym procencie podatne na wahania koniunktury i z czasem jak firm z zagranicy już się trochę zbierze, to i lokalni dostawcy się wybiją i rozwiną albo pracownicy potworzą konkurencyjne firmy dla zachodnich. To na pewno dobry pomysł. Wcale nie wyklucza się z ekologią, turystyką, kulturą itd. Myślę, że wyedukowany pracownik IT czy przemysłu ma sporą świadomość ekologiczną i dużo wydaje na kulturę, książki itd. A dzisiejsze firmy maszynowe, produkcji AGD itd. nie zaśmiecają praktycznie środowiska, jak np. kopalnie odkrywkowe i wielkie huty…
Dla przykładu niemiecka gospodarka opiera się na średniej wielkości firmach przemysłowych opartych na eksporcie.
Kończyłem Politechnikę Gdańską Wydział Mechaniczny i myślę, że bardziej ważne jest spojrzenie na wydziały. Wtedy się okaże, że UWM też ma dużo wydziałów technicznych, a patrząc po kierunkach też jest budowa maszyn, geodezja (zdecydowanie lepsza niż na PG) , budownictwo, informatyka itd. Myślę, że pod względem kadry i nauki nie ma diametralnej różnicy, obstawiam bardziej na ambicję studentów.
Olsztyn powinien ściągać nowe firmy przemysłowe, IT i na outsourcing. Specjaliści się znajdą. Zastanawiało mnie np. dlaczego Jeppesen wziął za siedzibę Gdańsk, a nie Olsztyn? Pracuje tam mnóstwo ludzi z Olsztyna i okolic, po olsztyńskiej geodezji. Robią mapy. Oczywiście większa aglomeracja, lotnisko itd. były w Trójmieście, ale przepaść pod względem wykształcenia i ilości studentów działają bardzo na korzyść Olsztyna. Może miasto nie wykazało inicjatywy? Nie wiem. Straciliśmy po prostu kilkuset mieszkańców miasta na tej jednej firmie.
Trzymam kciuki, że działania takie jak ten artykuł mały kroczkami spowodują, że rządzący miastem zaczną szukać inwestorów…
Tak tak po swoim komentarzu zacząłem przeglądać konkretniej ofertę UWM i rzeczywiście sporo obiecujących technicznych kierunków jest. Co do świadomości ekologicznej i ambicjach studentów mogę powiedzieć tylko tyle, że dwa lata czekałem na otwarcie kierunku o odnawialnych źródłach energii, aż znajdzie się wymaganych 10 osób. Dziś dostałem informację, że uzbierali! Co dość interesujące, bo przecież region nadaje się jak mało który. Trzymam kciuki, choć nie uwierzę jak nie pójdę na pierwszy zjazd 😉 Ale chyba jest coś w tym co Naczelny GO kiedyś stwierdził, że miasto nie wykorzystuje w pełni potencjału uczelni.
Dzięki za miłe słowa o tekście! Świata pisaniem się nie zmieni, ale może komuś lektura nasunie jakieś pomysły..
Diagnoza pewnie w większości słuszna, jednak czytając ją mam nieodparte skojarzenia z litanią malkontenckich komentarzy, które widzę codziennie pod praktycznie każdym artykułem na lokalnych portalach “panie a na co, a po co cokolwiek robić” Wszystko źle, robią – źle, nie robią – źle, trochę robią – za mało, dużo robią – za drogo itp itd.
Zgodzę się, że za łatwo otrzymane pieniądze cudów nie będzie, ale czy to powód aby ich nie brać? Nie weźmiemy my wezmą inni. Fakt, że po okresie unijnego rozdawnictwa przyjdą ciężkie czasy, ale narzekać na ludzi korzystających z benefitów to jak narzekać na grawitację.
Głównym problemem Olsztyna jest brak ludzi z wizją. Najbardziej wpływowi dbają o swoje małe interesiki, a większości zwykłych mieszkańców jest wszystko jedno. Może to kwestia klimatu, historii miasta, może po prostu biedy, bo na co komu wizje kiedy do pierwszego ledwo starcza. Konia z rzędem temu kto coś sensownego zaproponuje, ale to i tak robota na 20 lat jak nie lepiej.
Obawiam się tylko że obecne pokolenie 30 latków odważnych zza klawiatury też nie będzie miało Olsztynowi wiele do zaoferowania. A szkoda bo przecież wszyscy budujemy przyszłość dla naszych dzieci, jakkolwiek pretensjonalnie i wyświechtanie by to nie brzmiało.
11 lat nie mieszkałem w Olsztynie, mieszkam tu znów od 1,5 roku. Zaproponowałem kiedyś GO zrobienie sondy nt. odczuć ludzi poruszających się danym środkiem transportu (samochodem, autobusem, tramwajem). Komentarze pod sondą mieszały z błotem sondę, autora i redakcję. A sonda pochodziła z “Miasta szczęśliwego”, jednej z najbardziej w ostatnich latach konstruktywnej książki na temat miasta jaka wyszła w PL. Komentują głównie niezadowoleni, bo w właśnie w komentarzach mogą wylać swoje niezadowolenie.
Wydaje mi się, że zmieniać można wszystko i wszędzie, nie trzeba do tego sztabu ludzi z wizją. Ludzie wszędzie są niechętni zmianom, nie lubią zmian. I wcale to nie dziwne. Ale i w Kopenhadze protestowano przeciwko ograniczeniu ruchu aut w centrum, i w NY były totalne sprzeciwy i na Świętokrzyskiej były protesty w związku z jej zamknięciem i udostępnieniem pieszym i w Paryżu. W NY nawet pokutuje opinia, że “nic w tym mieście nie da się zmienić” – wszędzie tak jest. I wszędzie jest też tak, że znikomy procent w ogóle jest zainteresowana tym, co się dzieje wokół nich. Np. w Poznaniu teraz trwa dyskusja nt. rewitalizacji Starego Rynku – na konsultacje przyszli najbardziej zapiekli przeciwnicy, ale już konkretnych uwag wniesiono kilka-kilkanaście. Od urradefetyzmu po kompletne zobojętnienie.
Dlatego Margaret Mead powiedziała: “nigdy nie wątp, że mała grupa zaangażowanych obywateli może zmienić świat. To jedyna grupa, która właśnie to w historii robiła.” Po prostu trzeba zebrać kilka oddanych sprawie osób i działać, nie oglądając się na resztę. Zawsze znajdzie się ktoś, któremu się coś nie podoba.
Na ile to możliwe, trzeba próbować w wąskim gronie (najpierw w wąskim właśnie). W kwietniu-maju będziemy robić badania nt. zachowań olsztyniaków w przestrzeni publicznej. Za darmo, ze studentami. A wnioski posłużą architektom z UWM, którzy zaproponują miastu konkretne działania w ramach pilotaży w przestrzeniach publicznych miasta. I zrobimy to za 0 zł. Pewnie że kijem Wisły zawracać nie ma sensu, ale najpierw trzeba zacząć od małej skali, zamiast od razu realizować coś gigantycznego.
Akurat trafiłeś na taki “smutny” tekst tutaj, sorki. Ale jest równie dużo pozytywnych też tutaj, spokojnie 😉
Heh, dokładnie. Po skomentowaniu wsiąkłem głębiej w Twojego bloga i widzę, że trochę niesprawiedliwie oceniłem po tym tylko jednym tekście. Ogólnie szacunek za zaangażowanie i choćby chęć do pisania o tym co w tym mieście boli najbardziej.
Zgadzam się, że podstawą jest skupienie małej zaangażowanej grupy wokół, w pierwszej kolejności małych celów. Kwestia tylko na jak długo starczy zapału, bo to jest zawsze problemem. Przerabiałem to i w NGO i przy próbach aktywizacji znajomych.
Czy te “Miasto szczęśliwe” można gdzieś w Ol wypożyczyć?
Nikt w ten sposób (o ile mi wiadomo) nie podchodził do sprawy, żeby spróbować max. niskim kosztem zmieniać małymi kroczkami przestrzeń publiczną. Ale sam pomysł ze studentami traktuję jako poligon do sprawdzenia jaki jest “klimat”. Bez jakiejś napinki, nie ma sensu się spalać bez powodu. Raczej jako fun z robienia ciekawych rzeczy 😉
W Planecie 11 jest informacja, że “wszystkie egzemplarze są wypożyczone”. Mogę Ci pożyczyć jak chcesz. Napisz na [email protected] możemy się jakoś ustawić na mieście i oddasz przy okazji 😉
Miałem się czepnąć infrastruktury, ale doczytałem do końca (łomatko, zachowałem się jak nieblogier 😀 Nie do końca masz rację. Masz rację, że sama droga nie wystarczy, ale ułatwienie dostępu (do fabryki, a nie do galerii handlowej) już tak.
A tak generalnie. Miałem dobry nastrój i mi się spieprzył po lekturze Twojego wpisu. A ta sytuacja z 200 dolarami… kurwa, w każdej pracy tak jest. Dobra, zamykam się. Obiecałem sobie, że nie będę marudził.
Ładny, słoneczny i mroźny dzionek ;] Jak u Ciebie?
Hehe, widzisz – to jesteś wyjątek, bo tekst poszedł dziś na lokalnym portalu i sądząc po komentarzach niektórzy nie dotrwali do końca 😉
Te teksty o mitach to paszkwile, hiperbole (lub coś na kształt). Wiadomo, że drogi są potrzebne, chodzi tylko o fakt, że wychodzą kandydaci na urzędy i pierwsze o czym mówią to infrastruktura. A przecież…
No w Olsztynie też zimno. I też słońce! Co prawda straciłem głos po ostatniej pogrzebowej wizycie w kościele, ale w końcu poniedziałek. Każdy przecież kocha poniedziałki 🙂