Karnawałowe normy
Jest taka historia o Japończykach, którzy wysiadają na Centralnej w dniu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Pod Pałacem wielka scena, tłumy ludzi, więc oni zszokowani pytają o co chodzi, na co ktoś żartem odpowiada, że witamy w Polsce i że my tu tak co tydzień.
Co tydzień może niekoniecznie, ale raz do roku. To taki czas kiedy można się do kogoś uśmiechnąć lub życzyć miłego dnia i liczyć na odwzajemnienie. To co nie wypada i co nie uchodzi normalnie tym razem staje na pierwszym planie, na chwilę można zawiesić swojego codziennego siebie. Gargantua z synkiem rządzą w mieście, jeśli ktoś woli po literaturowemu.
W tramwaju trzy dziewczynki z puszkami, identyfikatory, każda obklejona serduszkami. Jadą z miasta, przystanek za centrum kontrola biletów. One nie mają, bo taki kurs dzisiaj robią pewnie któryś raz, więc kontroler zabiera się za legitymowanie nastolatek. Zza kasownika wyłania się pasażer i zaczyna robić kanarowi wykład o braku sumienia, zezwierzęceniu, że “co jak co, ale…”. No i nici z dywidendy, tym razem.
Wbijam na wieczorny tefałen do rodziców, kilka minut do światełka o 20:00. Pan Jacek Santorski stwierdza, że Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy sprawiła, że jeden raz w roku dominuje narracja ‘my’, zamiast ‘oni’.
Czasem się zastanawiam w jakiej rzeczywistości żyją te telewizyjne głowy.
Szczęśliwie nie jestem kanarem, żeby się zastanawiać co by było gdyby, ale lincz przyjął solidny. Nawet go serduszko na ramieniu nie uratowało.
Dodaj komentarz