Państwo w państwie
Mam taką zajawkę, za którą dostaję pieniądze. Normalnie dzwonię czasem po komendach policyjnych z prośbą o dane o adresach przestępstw w mieście i jeszcze mi za to płacą. To nie taka znowu prosta robota, bo doszedłem do takiej wprawy, że lepiej wiem z kim ma mnie połączyć Pani z Gabinetu Prezydialnego Komendanta Miejskiego Policji w Kielcach niż ona sama. Nigdy nie byłem w Kielcach i pewnie niewiele by mi pomógł roczny pobyt w tym mieście, skoro milczenie po drugiej stronie słuchawki zdradza wyłącznie bezradność. Jej białostocka koleżanka po fachu jest nawet zdziwiona, że np. w warszawskiej komendzie wiedzą na której ulicy kradnie się najwięcej samochodów. Zdziwieni są tym też mundurowi z Gdyni, Łodzi, Szczecina i Wrocławia. Nawet nie pytam jak i po co układają swoje patrole, skoro w najlepszym razie wiedzą, że w całym mieście kradnie się X samochodów rocznie. Mam nadzieję, że wiedzą.
Rozkład (bez)sił i (pół)środków.
Policjantka z Olsztyna z podnieceniem pyta, skąd mam takie super dane z Poznania, bo jak pokazała kolegom z wojewódzkiej komendy to tylko zazdrościli. Niech pan spróbuje zadzwonić do Straży Miejskiej, oni mają taki program ofis, czy jakoś tak, może panu pomogą. My planujemy odkupić od nich ten program.
Ale najgorsze jest chyba to, że bardziej się boję kliknąć “opublikuj post” niż chodzić po ulicach.
:-)))))))
Przypomina mi to, jak parę lat temu, gdy pracowałam w Gazecie Krakowskiej, zadzwoniłam do urzędu X z prośbą o informacje.
Urzędniczka: Nie mogę Pani podać tych danych.
Ja: A dlaczego?
Urzędniczka: Bo te dokumenty mam w pokoju obok.
Ja: A mogłaby Pani przejść do tego pokoju i zajrzeć do dokumentów?
Udało mi się ją przekonać!
Brawo!
Tak mnie teraz naszło, że doświadczenia tego rodzaju najczęściej prowadzą do wniosku o bezsensie urzędów w ogóle. Na zasadzie: “skoro w firmie pracują ludzie niekompetentni to znaczy, że taka firma nie powinna istnieć.” A potem można już tylko otwierać popcorn i do wieczora wpadają same najlepsze komenty! 😉